Między innymi dzięki temu, że ten indeks – w przeciwieństwie do WIG20 – uwzględnia dywidendy wypłacane przez spółki, zdołał już wczoraj przebić szczyt z 12 czerwca (32 363 pkt na zamknięciu). Dzięki temu znalazł się najwyżej od ponad 9 miesięcy.
Oznacza to, że wystarczyło zaledwie kilka sesji, by sytuacja na rynku akcji odwróciła się o 180 stopni. Jeszcze tydzień temu WIG znajdował się o krok od ataku na poziomy wsparcia, jakie stanowił dołek z maja oraz styczniowy szczyt (około 29 tys. pkt). Widoczna wówczas na wykresie pesymistyczna formacja głowy z ramionami skłaniała część analityków do prognozowania silnej zniżki indeksu, która rozpoczęłaby wielomiesięczny trend spadkowy. Mówiło się wręcz o spadku do lutowego dołka (21 274 pkt) lub nawet o jego przebiciu.
Począwszy od silnej zwyżki we wtorek 14 lipca, WIG zaczął jednak szybko oddalać ryzyko realizacji takiego scenariusza, m.in. dzięki powrotowi nadziei na kontynuację poprawy koniunktury w światowej gospodarce. Wczoraj indeks przypieczętował sukces, przebijając czerwcowy szczyt. Tak gwałtowna zmiana nastrojów bywa nazywana „paniką zakupów”. Prawdopodobnie duży udział w wywindowaniu kursów akcji mają bowiem ci inwestorzy, którzy wcześniej zakładali, że dojdzie do dużej przeceny, a teraz gwałtownie zrewidowali te prognozy, i kupują akcje, nie chcąc stracić okazji do zarobku.
Z punktu widzenia analizy technicznej przebicie przez WIG czerwcowego szczytu oznacza, że trend boczny, w którym rynek utkwił w poprzednich tygodniach, zmienił się na wzrostowy. Jeśli przyjąć zgodnie z teorią, że zasięg ruchu wzrostowego powinien wynieść przynajmniej tyle, ile szerokość wspomnianego trendu bocznego (odległość między majowym dołkiem i czerwcowym szczytem to prawie 3,2 tys. pkt), to WIG ma duże szanse, by w najbliższych miesiącach sięgnąć co najmniej 35,5 tys. pkt. To poziom ostatnio notowany na początku października 2008 r., jeszcze przed rekordową falą panicznej wyprzedaży spowodowanej eskalacją kryzysu finansowego w USA.