Co jakiś czas musi stawiać czoło zakusom polityków, którzy odpowiadają za personalną karuzelę w spółkach Skarbu Państwa. Wu biegłym roku zarząd Lotosu nowej kadencji został wybrany w konkursie.
Olechnowicz zachował stanowisko, podobnie jak jego współpracownicy (zmiany skończyły się na dokooptowaniu do zarządu jednego wiceprezesa – ds. handlu). Nie było to jedyne wyzwanie, z którym dane mu było się zmierzyć. Przede wszystkim musiał udowodnić, że druga po Orlenie firma paliwowa w kraju jest warta więcej niż zero złotych. Na tyle w listopadzie 2008 r. wycenił Lotos jeden z analityków UniCreditu.
Sytuacja zarówno makroekonomiczna, jak wewnętrzna spółki była wtedy bardzo trudna. Na dodatek Lotos był w trakcie realizacji kosztownego programu modernizacji i rozbudowy rafinerii. Aw2009 r. wydatki na ten cel i zakres prac miały być najpoważniejsze. Tymczasem przedsiębiorstwa paliwowe nie były dobrze postrzegane na rynkach finansowych, tym bardziej że ceny ropy spadały w szybkim tempie. Światowy kryzys, nazywany kryzysem zaufania, szczególnie mocno dawał się zaś we znaki przedsiębiorstwom realizującym wielkie inwestycje i z tego powodu mającym wysokie zobowiązania. Jednak wzeszłym roku pomimo niekorzystnych okoliczności, np. spadającego dyferencjału – różnicy między ceną ropy Brent i Ural, z której korzysta Lotos –a także niskich marż rafineryjnych inwestycje były kontynuowane, i to zgodnie z planem.
Udało się oddać do użytku jedną z kluczowych instalacji, dzięki czemu już w tym roku firma będzie osiągać korzyści finansowe, choć całego programu rozwoju (słynny „Program10+”) jeszcze nie zakończono. Na ile to zasługa bezpośrednio samego szefa Lotosu, a na ile jego sprawnego zespołu –trudno ocenić. Ale ten zespół udało się Olechnowiczowi zbudować i utrzymać –pomimo np. ograniczeń płynących z krytykowanej przez niego ustawy kominowej.