Stabilizacja, jaka miała miejsce w ubiegłym tygodniu, okazała się zapowiedzią okołoświątecznych wzrostów. Rynek nie chciał spadać, mimo negatywnych średnioterminowych sygnałów technicznych - co samo w sobie było oznaką jego siły. Krótkoterminowy trend spadkowy, który przeważał w listopadzie, można uznać za zakończony. Ciekawe, że o ile wtedy rynek był "dołowany" przez Elektrim, o tyle tym razem spółka ta w największym stopniu przyczynia się do zwyżki indeksów.Kwestią otwartą jest, czy obecne wzrosty świadczą o "zdrowej" sile rynku, czy też są wynikiem "niezdrowego" czekania na efekt stycznia. Warto więc spojrzeć na giełdę w szerszej perspektywie. Od pierwszej połowy października trwa faza wzrostowa dominującego cyklu ok. 9-miesięcznego. Zwykle najbardziej dynamiczne zwyżki mają miejsce właśnie w pierwszych tygodniach cyklu (np. VI-VII 1994, IV 1995, I 1996, I-II 1998). Jak na razie jednak WIG zyskał kilkanaście procent - można więc wysnuć ostrożny wniosek, że skoro teoretycznie najsilniejsza faza cyklu daje niewielkie zyski, to i cały cykl nie przyniesie wysokich profitów.Spodziewam się więc osłabienia obecnych wzrostów w pierwszych dniach stycznia. WIG może siłą rozpędu dojść do ok. 13-13,5 tys. pkt. jednak bez napływu kapitału zagranicznego o dalsze wzrosty będzie trudno. Nowy rok - a więc i "otwarcie ksiąg" u inwestorów zagranicznych - przyniesie zapewne wzrost popytu na polskie papiery dłużne. Inwestorzy aktywni w tym segmencie, licząc na spadek stóp procentowych, mogą do pewnego stopnia zignorować dane o deficycie zagranicznym czy zwłaszcza o spadku produkcji przemysłowej. Jednak zyski giełdowe są zależne także od kondycji finansowej przedsiębiorstw, a ta w ciągu najbliższych paru miesięcy nie ulegnie, niestety, poprawie.

.