Uchwały o połączeniu CPN z Petrochemią Płocką i powstaniu Polskiego Koncernu Naftowego SA są ważne. Taką decyzję podjął wczoraj Wydział Gospodarczy Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Jest ona spóźniona o miesiąc, gdyż sąd rozpatrywał apelację złożoną przez Walentego Cywińskiego, związkowca z "Solidarności", a zarazem reprezentanta pracowników-akcjonariuszy CPN. Przedstawiciele załogi CPN protestują przeciwko niesprawiedliwej - ich zdaniem - proporcji wymiany akcji obu łączących się firm na akcje PKN SA.Koncern rozpocznie działalność po wykreśleniu CPN z rejestru handlowego. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi, tym bardziej że W. Cywiński zapowiedział, że złoży wniosek do Sądu Najwyższego o kasację wczorajszego postanowienia. Rząd chce jesienią 1999 r. wprowadzić akcje PKN SA na giełdy w Warszawie i Londynie. Debiut koncernu na parkiecie w Warszawie ma się odbyć w listopadzie br.
czytaj str. 5
Postanowienie warszawskiego Sądu Wojewódzkiego o uznaniu ważności włączenia CPN do Petrochemii Płockiej i stworzeniu Polskiego Koncernu Naftowego SA prawdopodobnie nie kończy sporu o tzw. parytet akcji pracowniczych. Związkowcy z CPN są zdania, że niesprawiedliwe jest przyznawanie za jedną akcję CPN jednej akcji PKN, a zarazem dawanie za jedną akcję Petrochemii ośmiu akcji koncernu. Występujący w imieniu załogi CPN Walenty Cywiński zapowiedział, że wkrótce złoży do Sądu Najwyższego wniosek o kasację wczorajszego postanowienia. Związkowcy z CPN twierdzą, że ich firma byłaby warta znacznie więcej, gdyby nie usamodzielnienie się Dyrekcji Eksploatacji Cystern (DEC). Sprawa wyodrębnienia DEC-u także trafiła do sądu i czeka na rozstrzygnięcie już od 2 lat.Wczoraj Janusz Kwiatkowski, rzecznik Nafty Polskiej SA będącej większościowym akcjonariuszem CPN i Petrochemii Płockiej, zapowiedział, że jego spółka zrobi wszystko, by dotrzymać planowanego terminu wprowadzenia akcji PKN na giełdę. Rząd chce, by przed końcem listopada br. do 45% akcji koncernu trafiło na warszawski parkiet. Później poprzez GDR-y znalazłyby się one na giełdzie w Londynie.
B.J.