Okiem sceptyka

Na początku lat osiemdziesiątych komputery były wielkimi szafami, zajmującymi całe piętra banków i innych ważnych instytucji. Mikrokomputery już istniały, ale ich produkcją zajmowały się garażowe firmy z Silicon Valley i dlatego nie interesowały świata wielkiego biznesu.

W 1981 r. na ten rynek postanowił wejść IBM. Do swojego peceta wybrał procesor Intela i poszukiwał firmy, która napisałaby system operacyjny. Naturalnym kandydatem był Digital Research, który stworzył system CP/M, obsługujący ośmiobitowe procesory Intela. Właściciela Digital Research nie zainteresowała propozycja IBM-u, bo akurat za pieniądze zarobione na CP/M kupił sobie awionetkę i uczył się latać. Wtedy pojawił się Bill Gates z Microsoftu i zaproponował system DOS, którego autorem był zresztą Tim Paterson z Seattle Computers Products. Tak zaczęła się trwająca prawie dwadzieścia lat dominacja Microsoftu na rynku komputerów osobistych.Przytoczoną opowiastkę często powtarza się w komputerowym światku jako przykład nie wykorzystanej szansy na sukces komercyjny. Obserwując już dość długo warszawską giełdę nie mogę powstrzymać się od refleksji, że coś podobnego stało się na GPW.GPW była jedną z pierwszych giełd w regionie i szybko zaczęła zbierać pozytywne recenzje. Pierwsze pięć lat, rozpoczęte notowaniami pięciu spółek i zakończone wprowadzeniem notowań ciągłych, przebiegało w miarę normalnie. Rozwijał się cały rynek, przybywało spółek, rosła kapitalizacja, była pierwsza wielka hossa i pierwszy krach. Potem rynek się unormował i zaczęły wychodzić na wierzch jego braki. Wprowadzone notowania ciągłe okazały się niespójne z systemem notowań jednolitych, same notowania ciągłe były niedostępne dla mniejszych inwestorów, bo na początku wartość jednostki transakcyjnej wynosiła od 5 do 10 tys. zł. Teraz sytuacja zmieniła się, jeden blok może kosztować 700 - 800 zł (Jelfa, Grajewo) albo dziesięć razy tyle (BIG-BG), ale ciągle nie ma możliwości łączenia mniejszych zleceń. Przy silnych zawirowaniach rynku niespójność dwóch koegzystujących systemów notowań przejawia się tym, że w systemie jednolitym notowania kończą się ofertą kupna lub sprzedaży, na ciągłych bywa jakiś obrót w pobliżu widełek i w końcu giełda znosi widełki, aby zrównoważyć rynek. Po wprowadzeniu w przyszłym roku WARSETU skończy się mieszanie systemu jednolitego z ciągłym, ale nie wiem, czy poprawi się sytuacja posiadaczy mniejszych pakietów.Podobnie wygląda sprawa rodzajów zleceń, jakie da się złożyć na GPW. Jeżeli porównać możliwości inwestora z GPW i którejś z giełd zachodnioeuropejskich, widać ubóstwo oferty GPW. I znów pozostaje czekanie na WARSET.Dokładnie to samo jest z ilością instrumentów, oferowanych przez GPW. O krótkiej sprzedaży mówi się od krachu w 1994 r, o obrocie opcjami od 1995 r. W przypadku krótkiej sprzedaży jak jest, każdy widzi, chociaż podobno są już wszystkie potrzebne przepisy. Jeżeli chodzi o opcje, to są warranty typu call, emitowane przez BRE i notowane na CeTO warranty na WIG20, BIG, KGHM, TP SA i USD, wyemitowane przez BDM. Trochę mało, jak na ponad dwieście spółek notowanych na GPW. Może sytuacja poprawi się po wprowadzeniu do obrotu w połowie września warrantów BDM na spółki tworzące WIG20.Wreszcie sprawa fuzji i przejęć. Rynek dojrzał do tego, by fuzje i przejęcia stały się zjawiskiem normalnym, trzeba pogodzić się również z tym, że część spółek przestanie być przedmiotem obrotu na GPW. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby przejęcia nie odbywały się kosztem dotychczasowych akcjonariuszy, bo ustawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi pozwala na swobodne omijanie ograniczeń. Związek Maklerów i Doradców złożył w KPWiG projekt nowelizacji, pytanie tylko, czy znajdzie on uznanie Komisji i czy uda się wprowadzić zmiany do ustawy jeszcze w tym tysiącleciu.Powinienem jeszcze napisać o insidingu, darmowych akcjach pracowniczych i jeszcze paru sprawach, ale o tym przecież wszyscy wiedzą.

Aleksander Weksler