Faksem z Gdańska

Niby tajna, a jednak ujawniona sprawa odpraw dla dwóch prezesów Polskiego radia doda animuszu zwolennikom ustawowego uregulowania wynagrodzeń w sferze publicznej. Jest to rzeczywiście kuriozalny przypadek. Astronomiczne odprawy miałyby jakieś wytłumaczenie, gdyby osłaniały wybitnego fachowca, wyłonionego w drodze konkursu, przed zamachem ze strony świata polityki, żądnego wpływu na mass media. Tu zaś stały się sposobem urządzenia na resztę życia dwóch niefachowców, rzuconych przez PSL na front publicznego radia - po to, by zrobić miejsce dla kolejnych delegatów ludowej partii. Spodziewam się, że Sejm, pod naciskiem zbulwersowanej opinii publicznej, przyspieszy prace nad ustawą regulującą płace osób pełniących kierownicze funkcje publiczne. Obawiam się przereagowania, czyli wylewania dziecka z kąpielą. Zanim wybuchła sprawa odpraw w Polskim Radiu, głośne stały się wysokie diety radnych oraz prezydentów niektórych miast i starostów niektórych powiatów. Ucierpiał wizerunek oszczędnego samorządu, który obraca każdą wydawaną złotówkę na wszystkie strony. Jednocześnie raziły wysokie uposażenia w górnictwie i innych deficytowych sektorach, gdzie najwyraźniej podatnicy dopłacają do dobrobytu prezesów. Stąd wzięła się kontrofensywa, czyli pomysł ustalenia górnego pułapu płac w samorządach oraz wszelkich jednostkach publicznych. Jest to próba uleczenia tego, co ze swej natury jest nieuleczalne w upartyjnionym sektorze publicznym. Skoro zawodzi etyka służby publicznej, zasada umiaru i samoograniczenia, skoro nie można polegać na radach nadzorczych publicznych spółek, wkracza legislator i narzuca porządek z góry. Zanosi się na próbę wyceny pracy i odpowiedzialności w sferze publicznej zza biurka, wedle sztancy. Jest to, w gruncie rzeczy, okaleczenie samorządności - swoiste wotum nieufności dla rad gminnych, powiatowych i wojewódzkich, które przeholowały w zakresie diet własnych i płac zarządu. Jeszcze bardziej desperacki wydaje się zamysł ustanowienia pułapu wynagrodzeń w państwowej i samorządowej gospodarce. Jest to sprzeczne z prawem Unii Europejskiej. Nie jesteśmy jeszcze członkiem Unii i możemy sobie na to pozwolić. Obawiam się jednak, że ograniczenie płac menedżerów spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa do sześciokrotności wynagrodzeń w danej firmie, wypłoszy najlepszych. Uniemożliwi stworzenie sensownego kontraktu menedżerskiego, czyli zachęt materialnych dla prezesów, którzy podejmują się na przykład wyprowadzenia deficytowej i zadłużonej firmy na czyste wody. Pół biedy, jeśli ta toporna regulacja zachęci do szybszej prywatyzacji. Większa bieda, jeśli pogorszy się przez to standard zarządzania w sektorze publicznym, czyli lekarstwo okaże się groźniejsze od samej choroby.

JANUSZ LEWANDOWSKI