Stephen Case, szef AOL, "cyfrowego Drakuli", trudnym przypadkiem dla mediów
"Jutrzenka XXI wieku". "Kamień milowy cyfrowej rewolucji". "Znicz postępu przekazany nowej generacji". Takie pompatyczne tytuły towarzyszyły ogłoszonej 10 stycznia 2000 r. fuzji największej światowej internetowej firmy America Online z medialnym gigantem Time Warner. Wartość transakcji szacowanana 160-183 mld USD jest światowym rekordem, który niełatwo będzie przebić. Nie to jednak wzbudziło ekscytację światowych mediów, które trudno czymś zadziwić, i kół biznesu, które ciągle spekulują, czy nie zbuntują się akcjonariusze obu firm.
Najciekawsze wydaje się to, że do transakcji doszło na warunkach, które wcześniej były nie do pomyślenia. A doprowadzili do niej ludzie reprezentujący dwa odmienne światy. Dzięki fuzji Stephen M. Case, prezes AOL, i Gerald Levin, prezes Time Warner, stali się najpopularniejszymi biznesmenami USA, a tygodnik "Business Week" ogłosił nawet Case'a wraz z Bobem Pittmanem, dyrektorem zarządzającym, typowanym na przyszłego szefa AOL Time Warner, "ludźmi stulecia".Witajcie w nowej erzeAOL Time Warner będzie światowym gigantem w branży multimedialnej, łączącym po raz pierwszy tradycyjne media z nowoczesnymi usługami internetowymi. Zaciera się podział pomiędzy telekomunikacją, informatyką i branżą medialną. Do wyrafinowanych usług dostęp staje się powszechny i banalnie prosty. Wcześniej mieli odwagę o tym mówić tylko naukowcy.Motorem tego pionierskiego przedsięwzięcia był AOL i jego szef Steve Case. Zdjęcie, które obiegło świat po ogłoszeniu fuzji, było symboliczne. Nie pozostawiało wątpliwości, że to on jest przejmującym, a Time Warner przejmowanym. To Case obejmuje prezesa Time Warner, który niknie w objęciach szefa AOL i nawet nie widać jego twarzy. A przecież America Online powstała zaledwie 15 lat temu, podczas gdy medialny gigant ma tradycje sięgające lat 20. XX wieku. Kiedy w 1990 r. firma Case'a, jeszcze jako Quantum Computer Services, udostępniała pierwszą usługę pod nazwą America Online, Time Inc. łączył się z Warner Bros., w efekcie czego powstawał największy wówczas koncern medialny świata.I ten niespotykany wcześniej charakter transakcji, kiedy to "płotka" połyka giganta, skupiła uwagę dziennikarzy i ekonomistów po obu stronach Atlantyku. Podstawowe dane o obu firmach świadczyłyby, że powinno być raczej odwrotnie. Sprzedaż America Online w ub.r. wyniosła 5,2 mld USD, a Time Warner - 26,6 mld USD. Zysk - odpowiednio 0,53 mld USD i 1,19 mld USD. AOL ma 22 mln klientów, jego partner - 13 mln abonentów telewizji kablowej i 120 mln czytelników takich tytułów, jak "Time", "Fortue", "Sports Illustrated" i 30 innych.Amerykanie natychmiast ukuli nowe terminy i nową filozofię opisującą to zjawisko: AOL jest przedstawicielem "nowej gospodarki" o wielkim potencjale innowacyjnym, technologicznym i możliwościach rozwoju. I takie spółki będą pełnić aktywną rolę, przejmując nawet większe od siebie firmy reprezentujące "starą gospodarkę". "Stary" jest zresztą w przypadku Time Warner pojęciem umownym. Posiada on unowocześniony w latach 90. system sieci kablowej, w który Gerald Levin konsekwentnie inwestował miliardy dolarów, mimo oporów największych akcjonariuszy Time Warner. Ta sieć okazała się wielkim atutem koncernu, bo właśnie tego szukał Case. Brak możliwości przesyłania danych za pomocą sieci kablowej zaczynał dla AOL stanowić barierę rozwoju.Połączenie firmy internetowej i medialnej nie było oryginalną ideą szefa AOL. Próbował dokonać tego także Barry Diller, szef USA Networks, reprezentujący wprawdzie "stare" media, ale uznawany za jednego z bardziej błyskotliwych ludzi w branży. Chciał on związać się z Lycos, inną amerykańską firmą oferującą usługi internetowe. Już uzgodniona i ogłoszona fuzja została jednak zbojkotowana przez akcjonariuszy Lycosa, którzy nie chcieli wiązać się ze "starymi" mediami, w obawie przed spadkiem notowań akcji spółki. Fuzja AOL i Time Warner powiodła się, bo to przedstawiciel "nowej" a"starej gospodarki" był stroną wiodącą. Taki będzie prawdopodobnie kierunek przyszłych transakcji M&A pomiędzy firmami internetowymi i medialnymi. AOL Time Warner ustanowił model na nowe milenium w ostatnim roku starego tysiąclecia.Wyjątkowość transakcji polega też na tym, że udało się ją uzgodnić i przygotować, zachowując pełną dyskrecję. Nie było żadnego przecieku, mimo że w megafuzję zaangażowanych musiało być setki prawników, konsultantów, ekspertów. Amerykańskie media same przyznawały, że to zdumiewające. Tamtejsze dziennikarstwo "żywi się" przeciekami, czego najlepszym dowodem były afery, takie jak Watergate czy z Moniką Lewinsky. Reporterzy śledzą każdy ruch nie tylko gwiazd filmowych, czy polityków, ale także ludzi biznesu, tropiąc ślady potencjalnych przestępstw czy nowych fuzji. Wielu ekspertów uważa, że gdyby nie lojalność zespołów najbliżej współpracujących z obydwoma szefami firm, do transakcji w ogóle by nie doszło.Przypadek CaseNiewątpliwym bohaterem całej operacji jest Stephen Case, założyciel i szef America Online. Media spekulują, że zdecydował się na nią... ze strachu, że AOL wypadnie z gry o dominującą pozycję na rynku usług multimedialnych. Nie pasuje to jednak do nieoficjalnych informacji, że AOL był gotowy w 1999 r. do wrogiego przejęcia Time Warner. Jednocześnie Case przedstawiany jest jako człowiek o niewzruszonej pewności siebie, choć nie zarozumiały, obdarzony jednocześnie żelaznymi nerwami i fantastyczną zdolnością adaptacji do zmieniających się warunków otoczenia. 41-letni absolwent nauk politycznych pochodzący z Hawajów, jest trudnym przypadkiem (przypadek - ang. case, przyp. red.) dla mediów, ponieważ nie mogą go one w żaden sposób zaszufladkować. Nawet Kary Swisher, dziennikarce "Wall Street Journal" piszącej książkę o drodze do sukcesu America Online i mającej uprzywilejowany dostęp do pracowników i samego szefa, nie udało się rozgryźć Steve Case'a. Pozostał nieprzenikniony i dlatego często cytuje się jego przezwisko, pod którym znany jest wśród pracowników AOL - "the wall", czyli mur. A sama firma za godną pozazdroszczenia elastyczność i nieustanne dostosowywanie się do potrzeb klientów zyskała niezbyt przychylne przydomki "cyber-karalucha" i "digitalnego Drakuli".Nie widać nigdzie błyskotliwych czy choćby prowokacyjnych wypowiedzi Steve Case'a. Bez fajerwerków, a jednocześnie niesłychanie skutecznie od połowy lat 80., kiedy odkrył dla siebie potencjał rozwoju usług informatycznych, prowadził AOL na szczyty komercyjnych i prestiżowych sukcesów. "Business Week" uważa, że Case ma wielkiego poprzednika, który już w latach 20. podobnie myślał o źródłach sukcesu firmy. Jest nim Alfred P. Sloane, architekt sukcesu General Motors. Sloane, dzięki akwizycjom i wprowadzeniu integracji pionowej, zdystansował rywali i zagwarantował dominującą pozycję GM w przemyśle samochodowym na długie lata. Jego proste motto okazuje się aktualne u progu XXI wieku: oferta ma być "pod każdą potrzebę i na każdą kieszeń". Tak samo działa Case.Druga młodośćPartnerem Steve Case'a ze strony Time Warner jest Gerald Levin. Obu dzieli różnica pokolenia, bo ten ostatni ma lat 60, doświadczenie w pracy w "starych mediach", dzieli też inna kultura korporacyjna i nawyki związane z 30-letnią karierą w wielkim koncernie, podczas gdy Case startował od zera.Kiedy inni wyżsi menedżerowie udają się na "słoneczne rejsy", jak Amerykanie określają dobrze płatne, lecz bez większej odpowiedzialności stanowiska "starszych konsultantów" czy "doradców", Levinowi przypadło w udziale pionierskie zadanie zarządzania pierwszym multimedialnym koncernem świata. Można sądzić, że zarówno potencjał Time Warner, jak i sama osobowość Levina wpłynęły na to, że szef AOL wybrał właśnie ten koncern na swojego strategicznego partnera i porozumiał się z prezesem Time Warner.Dziś media przypominają, że w ubiegłym roku Levin zmienił styl ubierania się na bardziej luźny, bez obowiązkowego wcześniej krawata, w stylu Silicon Valley. Trwały już wtedy pierwsze negocjacje na temat fuzji, ale dziennikarze nie podchwycili tego tropu. Ta zmiana, choć widoczna, nie miała jednak większego znaczenia, jeśli chodzi o stosunek Levina do "nowych mediów". Rozumiał on ich potencjał rozwojowy pod względem technicznym i komercyjnym znacznie wcześniej. Można powiedzieć, że już od lat 70. pracował na obecną pozycję. Wówczas był jednym z pomysłodawców dzisiejszej sieci HBO, nadającej programy dla odbiorców telewizji kablowej, pod koniec lat 80. pomagał w realizacji fuzji Time Inc. z Warner Bros., a w latach 90. zaangażował koncern i grube pieniądze akcjonariuszy w projekt własnej interaktywnej telewizji, wykorzystującej internet. W 1994 r. ruszył Pathfinder; po 5 latach i 40 mln USD strat, Levin musiał się z niego wycofać. Ta ścieżka (path - ang. przyp. red.) doprowadziła go niemal do utraty stanowiska. Najwięksi inwestorzy żądali jego głowy. Mimo to, z godnym podziwu uporem, trwał przy idei rozwijania w Time Warner technologii cyfrowych. W czerwcu 1999 r. uruchomił kolejny projekt Time Warner Digital Media. I właśnie w tym czasie Steve Case zaproponował rozmowę o fuzji z AOL. Podobnie jak w przypadku szefa AOL, także wobec Levina pojawiły się spekulacje, że jego motywem działania był strach. Jeżeli tak było, to był to strach przed przegraniem szansy na wejście do przyszłościowej branży. Dlatego zapewne Levin zdecydował się i potrafił przekonać akcjonariuszy, że lepiej wziąć udział w rozwojowym przedsięwzięciu, nawet na warunkach przejmowanego, niż w przyszłości podzielić los Titanica: powoli, z honorem na dno.Prawie jak seksWśród największych zwolenników fuzji w Time Warner był Ted Turner. - Pracowałem nad tym projektem z takim samym przejęciem, jakie towarzyszyło mi, kiedy pierwszy raz kochałem się, jakieś 42 lata temu - powiedział wiceprezes koncernu. Ted Turner, znany z zaskakujących wypowiedzi i tym razem nie zawiódł. Jego specjalnością są też "niemożliwe" pomysły, których realizacja przyniosła mu sławę, pieniądze i pozycję. Ktoś, kto wymyślił i zbudował potęgę CNN oraz wykreował modę na stare filmy dzięki stworzeniu kanału TCM (Turner Classic Movie), zarabiając miliony na kupnie starych niechcianych archiwów filmowych, nie mógł być przeciwny takiemu pomysłowi, jak stworzenie największego koncernu multimedialnego z udziałem AOL i Time Warner.Dzięki fuzji może też zyskać szansę spektakularnej kariery inny faworyt mediów i ulubieniec Wall Street, Robert Pittman. Jest on znany nie tylko ze zdolności menedżerskich, które wykorzystywał pracując od 1996 r. w America Online, a wcześniej współtworząc muzyczny kanał MTV i Time Warner. Jest on dziś, jako dyrektor zarządzający AOL Time Warner, na najlepszej pozycji wyjściowej, aby w przyszłości zastąpić Geralda Levina na stanowisku prezesa. Jeśli tak się stanie, Robert Pittman będzie miał jeszcze więcej pieniędzy na swoją słabość: szybkie i drogie motocykle, ale jeszcze mniej czasu, by nimi jeździć.Za wielkiego przegranego fuzji XXI wieku uważany jest zgodnie Bill Gates. W 1993 r., rok pod debiucie AOL na Nasdaq, szef Microsoftu miał powiedzieć, że AOL "trzeba przejąć lub zniszczyć". Miał rację, bo nowy gigant stanowi dla imperium Gatesa poważne wyzwanie i zagrożenie. Jednak teraz rozprawa z Case'em będzie trudniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
BOGDA ŻUKOWSKA
(Na podstawie "Business Week", "Newsweek", "The Economist")