Dlaczego wielkie fundusze nie inwestują na GPW
Menedżer pewnego funduszu inwestycyjnego chciał niedawno zainwestować na warszawskiej giełdzie miliard dolarów. Przyjechał, rozejrzał się i wyjechał. Pieniądze zainwestował gdzie indziej. Powodów, dla których w Polsce praktycznie nie ma wielkich funduszy inwestycyjnych, jest kilka.
Historia ta wydarzyła się naprawdę w 1999 r. Do Warszawy przyjechał wówczas menedżer największego funduszu inwestycyjnego ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którego aktywa wynoszą dziesiątki miliardów dolarów. Menedżer ten, odpowiedzialny za inwestycje funduszu w Europie, chciał zainwestować na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie okrągłą sumkę: miliard dolarów.? Podobała mu się nasza gospodarka. Poprosił mnie więc o wytypowanie kilku spółek, w które można byłoby zainwestować ? wspomina Rafał Gębicki, ówczesny szef doradców inwestycyjnych Raiffeisen Capital & Management, który wprowadzał inwestora znad Zatoki Perskiej w tajniki polskiego rynku kapitałowego. ? Powiedziałem mu, że ciekawe spółki, które mogłyby go ewentualnie zainteresować, to np. Telekomunikacja Polska, Bank Handlowy, Elektrim, KGHM. Inwestor skłonny był kupić akcje jakiejś firmy za 600 mln USD ? mówi R. Gębicki, obecnie dyrektor finansowy w spółce Elektrim-Telekomunikacja.Inwestor nie zdecydował się na kupno. ? Mógłby przez dłuższy czas wystawiać zlecenia PKC albo ogłosić wezwanie ? mówi dyrektor R. Gębicki. Jedno i drugie rozwiązanie nie interesowało go.Niska płynność odstrasza? Wielkich funduszy nie interesują inwestycje rzędu 30?50 mln USD w spółkę, nawet jeśli jest to idealny sposób na dywersyfikację ryzyka. Taką sumę znacznie łatwiej zainwestować np. w amerykańskie obligacje skarbowe, które bez żadnych komplikacji można zarówno kupić, jak i sprzedać ? podkreśla R. Gębicki. ? Rozmowa zaczyna się od 100 mln USD ? dodaje.Mimo obecności na giełdzie kilku dużych firm, jak TP SA, PKN Orlen czy KGHM wielkie fundusze inwestycyjne nie pojawiły się na GPW. Jest bardzo mało prawdopodobne, że wkrótce się to zmieni. ? Zastanawiając się, dlaczego tak jest, trzeba popatrzeć przede wszystkim na kapitalizację polskiej giełdy ? mówi Zenon Komar, autor ?Sztuki inwestowania?, pierwszej w języku polskim książki traktującej o inwestowaniu na giełdzie.Z. Komar zwraca uwagę, że jedną z najważniejszych zasad działalności funduszy jest proporcjonalny podział posiadanych kapitałów na poszczególne rynki w zależności od ich wielkości. Jeżeli fundusz, który inwestuje na emerging markets dysponuje kwotą 100 mln USD, to w kraju, którego kapitalizacja giełdy stanowi 1% całkowitej kapitalizacji rynków wschodzących, zainwestuje jedynie 1 mln USD. Ze względu na jakieś szczególne okoliczności, czy dobre perspektywy może jednak ?przeważyć? dany kraj o 50%, wtedy zainwestuje 1,5 mln USD. Z drugiej strony ?niedoważenie? o 30% oznacza, że inwestuje jedynie 700 tys. USD.Nieudany desant z MarriottaZ tego samego powodu co fundusze, w Polsce nie ?zainstalowały? się także przedstawicielstwa największych na świecie banków inwestycyjnych. Jednym z nich był np. japoński Daiwa, który ekspansję w Polsce zakończył efektownym bankietem w Pałacu na Wodzie w warszawskich Łazienkach. Spotkanie w Łazienkach miało być w zamiarach organizatorów rozpoczęciem działalności. W warszawskim światku finansów, bankierów, którzy chcieli otworzyć w Polsce przedstawicielstwa, nazywano je ?desantem z Marriotta?, jako że hotel ten miał kiedyś wśród zachodnich finansistów opinię jedynego w Polsce miejsca, w którym ?da się mieszkać?.Jeśli komuś wydaje się, że Polska jest idealnym miejscem do inwestowania, to być może ma rację. Jednak z perspektywy zarządzających aktywami wielkich funduszy nie jest to takie oczywiste. Polski rynek często nie jest w ogóle brany pod uwagę z banalnego powodu: zapisów w statucie. ? Instytucje takie mają w statutach zapisane, na jakich rynkach mogą inwestować, a na jakich nie ? mówi Przemysław Rodecki, doradca inwestycyjny Nomury. Oznacza to, że naweli nagle pojawi się jakaś superokazja, to i tak ? ze względu na ograniczenia statutowe ? nie zostanie wykorzystana.? Poza bezwzględną wielkością polskiego rynku, powodem, dla którego wielkie instytucje nie garną się do inwestowania na GPW jest także jakość oraz mała płynność polskich spółek ? mówi P. Rodecki. ? Nie widzę większych szans, aby wkrótce miało się to zmienić ? dodaje.Obecności wielkich inwestorów na warszawskiej giełdzie nie sprzyjają także przepisy prawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi. Wymagają one bowiem ujawniania się inwestorów posiadających więcej niż 5% głosów na WZA. ? Duzi inwestorzy nie lubią zajmować się tymi wszystkimi papierkami, pisać podań. Nie mają na to czasu i zwyczajnie im się to nie opłaca ? mówi R. Gębicki.Wprawdzie do Polski płynie obecnie dość szerokim strumieniem kapitał do spółek zajmujących się tworzeniem portali internetowych, ale jest to jedynie kropla w morzu tego, co zainwestowano w internet na Zachodzie. Zaledwie kilka miesięcy temu, w czasie apogeum internetowej manii, wielkie grupy finansowe tworzyły fundusze internetowe, które ściągały z rynku miliardy dolarów. Część tych pieniędzy trafiła na emerging markets.Jednak zdaniem Z. Komara, na dłuższą metę instytucje te nie będą chciały inwestować w spółki nie notowane na giełdach. ? Spółki niepubliczne przyciągają oczywiście pewną część kapitału, jednak inwestorzy zainteresowani są przede wszystkim firmami publicznymi. Cieszą się one większym zaufaniem. Najważniejsze jednak, że łatwiej w nie także inwestować oraz wycofywać się z tych inwestycji ? mówi Z. Komar.Szansa na small capPrzemysław Rodecki, doradca inwestycyjny Nomury podkreśla, że wielkie ?rodziny? grupują w sobie także fundusze typu small cap lub wyspecjalizowane w jakichś określonych branżach. ? Myślę, że wcześniej czy później pojawią się one na polskim rynku kapitałowym. Z pewnością jednym z przełomowych momentów będzie tu wejście Polski do Unii Europejskiej ? mówi P. Rodecki.Jednym z tych, które są w Polsce, jest Templeton. Fundusz ten posiada znaczne pakiety akcji Elektrimu i Prokomu, a do niedawna także Budimeksu. Templeton obecny w Polsce to właściwie Templeton Eastern Europe Fund, jeden z wielu funduszy wchodzących w skład wielkiej ?rodziny? Templetona należącego do grupy Franklin Resources.Kilka tygodni temu Polskę odwiedził Mark Mobius, prezes grupy funduszy Templeton. W wywiadzie dla PARKIETU powiedział m.in.: ? Nasza strategia inwestowania w krajach Europy Środkowowschodniej polega przede wszystkim na szacowaniu zysków spółek w ciągu 5 lat, które powinny rocznie wzrastać przynajmniej o 20%. Uważamy, że obecnie około 70% firm notowanych na GPW spełnia te kryteria.Według P. Rodeckiego, z faktu, że wielkie fundusze nie inwestują na GPW nie należy jednak robić poważnego problemu. ? Z punktu widzenia zachodnich inwestorów nie jest to postrzegane jako problem ? mówi doradca Nomury. Podobne zjawisko występuje bowiem na innych giełdach państw zaliczanych do emerging markets. Tak samo jest w czechach i na Węgrzech. ? Zerowa płynność wielu spółek na GPW wynika stąd, że mają już one inwestorów strategicznych, którzy kontrolują większościowe pakiety akcji. Można sobie postawić pytanie, czy gdyby było inaczej, ich sytuacja byłaby lepsza. Raczej nie. Większość z nich wymagała partnerów ? zauważa P. Rodecki.? Nie ma się co łudzić. Warszawa nigdy nie będzie Londynem, Frankfurtem, czy Paryżem ? mówi R. Gębicki. Szansą na większe zainteresowanie wielkich inwestorów instytucjonalnych akcjami polskich spółek może być za to konsolidacja giełd europejskich i liberalizacją prawa.Ministerstwo Skarbu Państwa sprzedało już niemal wszystkie, co lepsze aktywa. Dlatego żaden fundusz nie zaangażuje się np. w Telekomunikację Polską. Trudno też oczekiwać, aby w krótkim okresie pojawiły się w Polsce nowe wielkie firmy zbudowane od podstaw przez kapitał prywatny, tak jak dzieje się to w USA. Zdaniem R. Gębickiego, bardziej realne jest natomiast powstanie dużych podmiotów związanych z sektorem internetowym i telefonią komórkową trzeciej generacji (UMTS). ? Firmy takie będą potrzebować ogromnych kapitałów. Mogą więc pojawić się na giełdzie i z pewnością zainteresują także wielkie fundusze. Dobrym przykładem jest tu Netia ? mówi R. Gębicki.
GRZEGORZ BRYCKI