Po raz pierwszy od wielu lat w miesiącach letnich ceny nie spadną. Tym samym inflacja dwunastomiesięczna wzrośnie w lipcu i prawdopodobnie przekroczy 11%. Wynik taki jest zdumiewający, zważywszy na to, że jeszcze niedawno analitycy, zarówno związani z instytucjami państwowymi, jak i z prywatnymi instytutami badawczymi lub bankami inwestycyjnymi byli przekonani, że narastająca fala inflacji już minęła. Wynikało to z 12-miesięcznych porównań. W ubiegłym roku inflacja zaczęła rosnąć w marcu i po krótkiej przerwie na letnią dezinflację ponownie na jesieni. Można było zatem oczekiwać, że w tym roku będzie maleć na wiosnę, a potem ustabilizuje się lub nawet nieco zmniejszy się latem, szczególnie że ubiegłoroczny spadek cen w miesiącach letnich był niewielki. Oczekiwania zawiodły. W czerwcu ceny wzrosły aż o 0,8%, a w lipcu według dzisiejszych ocen o 0,4?0,6%. W tej sytuacji z miesiąca na miesiąc instytuty badawcze korygują swe prognozy, dotyczące inflacji na koniec roku oraz inflacji średniorocznej. Dzisiejsze oceny inflacyjne, dotyczące grudnia wahają się od 8,1 do 9,0%. Wzrost inflacji wymaga postawienia kilku pytań. Po pierwsze ? jakie są jego przyczyny. Po drugie ? czy zjawisko to jest groźne dla gospodarki. Po trzecie ? co należy zrobić, by inflacja zaczęła się wreszcie zmniejszać.Najprostszym wytłumaczeniem wzrostu inflacji jest wpływ szoków zewnętrznych. Było ich kilka ? wzrost cen ropy naftowej i innych paliw na rynkach światowych, susza podnosząca ceny produktów rolnych, odpowiedzialna w konsekwencji za brak letniej dezinflacji, wreszcie ? wzrost akcyzy i cen usług, kontrolowanych przez państwo. Do tego należałoby jeszcze dodać osłabienie kursu złotego, wpływające na wzrost cen importu. Dolar kosztuje teraz w Polsce o 11,7% drożej niż w czerwcu 1999 roku. Zdaniem niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej tak znacznych szoków zewnętrznych nie dało się zrównoważyć przy pomocy polityki pieniężnej. Stąd rozminięcie się rzeczywistości z celem inflacyjnym, określonym przez NBP. Teoria szoków zewnętrznych tylko częściowo trafia mi do przekonania. Wzrost cen ropy naftowej zaczął się w roku ubiegłym, trudno zatem tłumaczyć tym tegoroczny wzrost inflacji. Obszar cen kontrolowanych przez państwo jest coraz mniejszy, więc i podwyżki ?zawinione? przez rząd odgrywają coraz mniejszą rolę. Spadek kursu złotego rzecz jasna ciągnął ceny w górę, lecz był to raczej skutek ogólnych kłopotów gospodarczych, szczególnie narastającej nierównowagi w wymianie z zagranicą, a nie żaden szok zewnętrzny. ?Szokiem? była zapewne susza, lecz jej skutki dla realnej produkcji rolnej będą mniejsze niż twierdzili przed paroma miesiącami ?fachowcy?, szczególnie ci, reprezentujący interesy lobby rolniczego. Rzeczywiście ceny produktów rolnych bardzo wzrosły, pszenica jest dziś o prawie 50% droższa niż przed rokiem, żywiec wieprzowy o 1/3 droższy, ale tłumaczenie tego suszą jest dalekie od prawdy. Susza raczej pomogła niż zaszkodziła zbiorom niektórych owoców i warzyw, więc trudno uznać ją za oczywistą przyczynę wyższej inflacji w czerwcu i lipcu. Rolnicy raczej wykorzystują sytuację dla zwiększania swych dochodów, a sprzyja temu polityka rządu, ograniczającego import żywności. Rzeczywistym źródłem ?szoku? nie są zjawiska przyrodnicze, lecz świadoma polityka, realizowana przez rząd, zaniepokojony rozmiarem ubiegłorocznych protestów rolniczych. Dzięki tej polityce w tym roku dochody gospodarstw rolnych wyraźnie wzrosną, a realne dochody rodzin pracowniczych, szczególnie pracowników sfery budżetowej spadną. Może tak i powinno być, ale ? powtórzmy to jeszcze raz ? nie jest to przypadek, lecz świadomy wybór polityczny.Nie wróżę wielkich sukcesów w walce z inflacją w najbliższym roku. Wzrostowi cen sprzyjać będzie zbyt luźna polityka fiskalna, prowadzona przez mniejszościowy rząd. Wchodzimy w długi okres przedwyborczy i rządzące ugrupowanie wykazuje dużą pomysłowość w kupowaniu głosów różnych grup elektoratu, kosztem dyscypliny budżetowej i wysokiej inflacji. Jednorazowy zasiłek rodzinny, plany podniesienia składki na kasy chorych, powszechne uwłaszczenie ? wszystkie te działania będą sprzyjać inflacji. Walka z nią wymaga dużej determinacji i płaci się za to zwolnieniem na pewien czas tempa wzrostu gospodarczego, wzrostem bezrobocia i spadkiem popularności rządu. Za wyższą inflację płaci się cenę jeszcze wyższą, tyle że rachunek przychodzi z opóźnieniem. Wygląda na to, że rachunki polityki obecnego rządu zapłacą następcy.
Witold Gadomski, publicysta ?Gazety Wyborczej?