Rynek zmienił wyraźnie nastrój przed dwoma tygodniami. Nie wystarczyło to jednak na zdecydowane odbicie, tylko na krótki wzrost na kilku najsilniejszych spółkach. W minionym tygodniu najpierw rezygnacja prezes NBP, a potem spadki na rynkach międzynarodowych spowodowały ostudzenie nastrojów. W tej sytuacji, uwzględniając wyniki emisji Pekao, termin wprowadzenia akcji pracowniczych TP SA (8 listopada), przetarg na UMTS oraz negatywne czynniki w kilku znaczących spółkach trudno spodziewać się scenariusza lepszego niż stabilizacja. Pozostaje czekać lub szukać pomysłów.

Moje optymistyczne przewidywania tym razem się nie sprawdziły. Co prawda, nasz rynek i tak nieźle się trzymał, jednak wiadomość o dymisji prezes NBP, nawet jeśli nie od razu, musiała jednak podziałać. Sądzę, że po bardzo dobrym poprzednim tygodniu wielu inwestorom zmieniła w sposób zasadniczy nastroje, choć nie było widać jej efektów w poniedziałek. Wtorek ? skoro nie spadło, to... Ale skumulowanie złych sygnałów spowodowało obsuwanie się rynku w następnych dniach.W czwartek i w piątek dołączyły się do tego negatywne czynniki dla wielu dużych spółek ? emisja Pekao, debiut akcji pracowniczych TP SA, decyzja Netii o wycofaniu się z przetargu na UMTS, rzucająca cień na wszystkie spółki posiadające udziały w istniejących operatorach GSM i na przyszłoroczny budżet (niby powinna albo na jedno, albo na drugie, ale ponieważ nie wiadomo, to na wszelki wypadek...). Rynek huczy od plotek na temat BRE, Elektrimu i pewnie jeszcze kilku innych firm.Na wzrost trudno liczyćW tej sytuacji racjonalnie rzecz biorąc trudno spodziewać się czegoś lepszego niż stabilizacja na tym poziomie, na którym jesteśmy. Z jednej strony, rynek jest bardzo wyprzedany ? od dalszych spadków powstrzymuje nas zdecydowanie gasnąca podaż przy tylko nieco niższych poziomach cenowych. Z drugiej ? popytu też nie widać, a takie negatywne sygnały go nie przybliżają.Z pewnością rynek obawia się w tej chwili najbardziej daty 8 listopada, zadając sobie pytanie, kto będzie w stanie zaabsorbować ogromną potencjalną podaż ze strony pracowników i byłych pracowników TP SA i Poczty Polskiej. Fakt, że po raz pierwszy będziemy mieli do czynienia z wejściem na rynek tak ogromnej liczby akcji pracowniczych, i to na dodatek tak bardzo rozproszonych.W głowach wielu inwestorów tłucze się uparcie świadomość, że jeśli nie pojawi się popyt ?strategiczny?, to same instytucje finansowe, nawet jeśli będą zainteresowane, nie wystarczą. Z tego powodu też czekamy dość niecierpliwie na wyniki sprzedaży zagranicznej Pekao SA, będzie to bowiem pewien test zainteresowania inwestorów finansowych polskim rynkiem. Jeśli podaży ze strony pracowników TP SA nie uda się zaabsorbować gładko i cena zacznie spadać, może ona pociągnąć za sobą cały rynek.Bez przesady z pesymizmemCzyli krótko mówiąc ? same problemy. Brzmi to dość poważnie. Trzeba jednak pamiętać, że znajdujemy się na stosunkowo niskim poziomie, po poważnym spadku. O wejściu akcji pracowniczych TP SA wiemy od dawna. Stąd musimy wszelkie negatywne czynniki przepuszczać przez sito psychologii. Ponieważ nastroje nie poprawiły się poważnie, a jeśli nawet, to jedynie na chwilę, raczej mało prawdopodobne jest, aby inwestorzy zdążyli zbudować znaczne pozycje w firmach, o których piszę powyżej.Czyli tragedii raczej nie będzie, a jeśli, to chyba nie od razu. Czeka nas pewnie trochę stabilizacji i oczekiwania na wyraźniejsze sygnały albo ze strony TP SA (będzie popyt lub nie), albo innych ważnych firm rynkowych.Wiele też, jak zawsze, zależy od rynków zagranicznych. Podane dane na temat PKB za III kwartał w USA, choć poniżej oczekiwań, to jednak dokładniej śledząc wszystkie pozycje, powinny zadowolić rynek. Oznacza to nieco gorsze informacje dla firm technologicznych, bardziej czułych na PKB, ale spokojne życie dla spółek tradycyjnych (nie ma mowy o podwyżce stóp).Wydaje się, że nastroje na tamtych rynkach są nieco lepsze niż u nas. Choć generalnie mam wrażenie, że większość inwestorów głębiej w pokładach świadomości zdaje sobie sprawę z tego, że w dłuższym horyzoncie rynek dalej może spadać, a jedynie liczą oni na kilkumiesięczne odbicie psychologiczne (techniczne, jak kto woli). Zarówno tam, jak i u nas zresztą.To balansowanie na krawędzi. Co z tego wyjdzie, trudno powiedzieć. Podobnym problemem jest oczekiwanie na efekt stycznia. Historia sprawdza się nie za każdym razem i takie czekanie też jest groźne.

Marcin SadlejCDM Pekao S.A.