Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych jest ważnym elementem infrastruktury rynku kapitałowego i wszyscy to przyznają. Jednak jest tak, że uczestnicy i obserwatorzy tego rynku zaczynają poznawanie jego zasad od instytucji najbardziej spektakularnej, to jest od Giełdy Papierów Wartościowych. Jest to kolejność zupełnie naturalna. Problem jednak w tym, że nie zawsze pozostaje dość czasu i determinacji, aby dokładnie zapoznać się zasadami rozliczeń transakcji zawieranych na giełdzie i zasadami ich gwarantowania, co jest domeną Depozytu. Skutkiem takiej sytuacji jest to, że często działalność Depozytu i zasady, jakimi się on kieruje, poznane jedynie powierzchownie, są interpretowane tak, aby pasowały do formułowanych tez. Tak też jest w przypadku artykułu Tomasza Jóźwika zamieszczonego na eksponowanym miejscu w Parkiecie z 21 listopada br.Opisywany jest przypadek złożenia przez inwestora zlecenia, w którym omyłkowo zamieniono pozycje liczby kontraktów i kursu kontraktu. Zamiast 1 kontraktu po kursie 1660 zlecono sprzedaż 1660 kontraktów po kursie 1. Oczywiście, na taką ?gratkę? rynek zareagował prawidłowo i zlecenie zostało zrealizowane. System Warset zinterpretował zlecenie jako formalnie poprawne. W tym kontekście warto przypomnieć, że Depozyt nie dysponuje żadną informacją o składanych zleceniach. Jakakolwiek zatem interwencja Depozytu na etapie składania zleceń jest wykluczona. Stwierdzenie to wydaje się konieczne na wypadek, gdyby czytelnik artykułu Tomasza Jóźwika odniósł wrażenie, że Depozyt mógł mieć jakikolwiek udział w niezidentyfikowaniu zlecenia o parametrach tak zasadniczo odbiegających od średniej.Zasadniczym problemem w opisywanym przypadku jest to, czy zlecenie zostało prawidłowo zabezpieczone aktywami w biurze maklerskim (środki pieniężne, papiery wartościowe). Jeżeli było to zlecenie, które nie powodowało wzrostu ekspozycji rynkowej inwestora (pamiętajmy o zasadzie wyliczania zabezpieczeń na portfel), to żadne zabezpieczenie nie było potrzebne. Jeżeli było to zlecenie otwierające pozycję, to w tym przypadku zabezpieczenie dla jednego kontraktu powinno mieć wartość nie mniejszą niż (zakładamy, że zlecenie zostało złożone przed rozpoczęciem sesji): 140% × wymagany depozyt zabezpieczający w momencie składania zlecenia × kurs zamknięcia z dnia poprzedniego × mnożnik = 140% × 8,4% × 1664 pkt. × 10 zł/pkt.= 1956,86 zł. Dla 1660 kontraktów daje to sumę 3 248 394,24 zł. Gdyby taką sumę wyliczyło biuro maklerskie i zażądało jej od inwestora przed skierowaniem zlecenia na giełdę, prawdopodobnie natychmiast skorygowałby on swoją pomyłkę. Wyliczenia Tomasza Jóźwika, sugerujące, że ?na zrealizowanie całej transakcji inwestor potrzebował niecałych 30 000?, są prawdopodobnie oparte na założeniu, że depozyt pobierany jest w relacji do kursu zakupu określanego w zleceniu, co jeżeli rzeczywiście ma miejsce, jest błędem.Na zakończenie notatki Tomasz Jóźwik pisze: ?Wprawdzie głównym winowajcą całego zamieszania wydaje się być biuro maklerskie, gdzie nie zadziałały zabezpieczenia, ale duża w tym także ?zasługa? KDPW, który wylicza wartość depozytu zabezpieczającego w ujęciu procentowym a nie bezwzględnym?. Wystarczy spojrzeć na wyżej podaną formułę wyliczania wartości zabezpieczenia, aby zrozumieć, że jest to zarzut całkowicie nieuzasadniony. Dla wartości zabezpieczenia jest oczywiście obojętne, czy Depozyt będzie określał wymagany depozyt zabezpieczający w procentach, a w biurze maklerskim nastąpi pomnożenie go przez aktualny kurs, czy pomnożenia dokona Depozyt i wynik przekaże do biura maklerskiego. Z punktu widzenia technicznego jednak ma to kolosalne znaczenie. Kurs bowiem zmienia się w sposób ciągły, natomiast określony procentowo depozyt rozliczeniowy relatywnie rzadko. Zatem dzięki temu, że depozyt zabezpieczający określany jest procentowo, minimalizowana jest liczba danych przesyłanych z Depozytu do biur maklerskich. Takie rozwiązanie jest, Panie Redaktorze, wynikiem przemyślanej decyzji. Ergo, w tym przypadku jesteśmy bez winy.Trzeba też wyraźnie zaznaczyć, że biura maklerskie mają prawo określać poziom wymaganych zabezpieczeń w formie kwot, pod warunkiem jednak, że nie będą to kwoty niższe od kwot wymaganych przez Depozyt. Dotąd jednak żadne biuro maklerskie z tej możliwości nie skorzystało.Na marginesie opisywanego zdarzenia nasuwa się refleksja na temat roli biur maklerskich w systemie bezpieczeństwa giełdowego. Na razie szczęśliwie nic złego w systemie się nie stało. Chociaż indywidualny inwestor poniósł stratę na skutek swojej pomyłki, bezpieczeństwo innych uczestników obrotu nie zostało zagrożone, a cały incydent uzyska wkrótce status anegdoty. Łatwo jednak skomponować scenariusz, w którym brak rygorystycznej kontroli składanych zleceń może w skrajnym przypadku zachwiać pozycją finansową biura maklerskiego. Coraz popularniejsze składanie zleceń przez internet wcześniej czy później przyciągnie uwagę komputerowych przestępców. Trzeba zatem nieustannie pamiętać, że na rynku instrumentów pochodnych ostrożności i przezorności nigdy nie dość.

Ignacy KaliszewskiDoradca Zarządu, Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych