Kryzys w bankowości internetowej
Jeszcze przed zaledwie kilkoma miesiącami jak grzyby po deszczu pojawiały się na światowych rynkachbanki internetowe. Do uruchamiania takich projektów zachęcały pomysłodawców ? wśród których znajdowały się zarówno instytucje działające już w bankowości tradycyjnej, jak i całkiem nowe podmioty,nie mające wcześniej nic wspólnego z usługami finansowymi ? perspektywy niskich kosztów prowadzenia takiej działalności oraz szybki rozwój internetu na świecie.
Tygodnik ?The Economist?, powołując się głównie na przykład Wysp Brytyjskich, pisze jednak o wyraźnym zastoju, jeśli chodzi o rozwój usług bankowych przy wykorzystaniu globalnej sieci komputerowej. Według niego, rewolucja internetowa w tej branży skończyła się prawie tak samo szybko, jak się zaczęła.Więcej minusów niż plusów bankowości on-linePodstawową zaletą prowadzenia usług bankowych za pośrednictwem internetu miały być znacznie niższe koszty tego rodzaju działalności. Stanowią one zaledwie kilka procent kosztów ponoszonych przez instytucje finansowe działające w sposób tradycyjny. Korzyścią bankowości internetowej, z punktu widzenia podmiotu świadczącego takie usługi, jest przede wszystkim brak fizycznych oddziałów, których prowadzenie i utrzymanie pochłania znaczną część ogólnych kosztów działalności.Doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy pokazują jednak, że na razie nielicznym plusom można przeciwstawić wiele minusów świadczenia usług finansowych on-line. Podstawowym z nich jest brak odpowiedniej liczby klientów chętnych do skorzystania z najnowszych osiągnięć techniki w usługach bankowych.Internetowe banki na całym świecie notują spadek popularności. Poza tym, ich tradycyjni rywale zdążyli już zareagować i sami w większości uruchomili usługi on-line. Przedstawiciele tych instytucji przyznają jednak, że na razie ten segment rynku nie przynosi im zysków i w najlepszym przypadku bilans wirtualnych oddziałów wychodzi na zero. Podkreślają jednak, że zdecydowali się na uruchomienie usług on-line, by nie pozostać w tyle i liczą, że dzięki szybkiemu postępowi technologicznemu w przyszłości skoncentrują się przede wszystkim właśnie na tym rodzaju działalności.Recesja w wirtualnej bankowości jest coraz bardziej widoczna. Przekonał się o tym na własnej skórze jeden z pionierów tego rodzaju usług w Stanach Zjednoczonych ? firma Wingspan, stworzona przez dużą ?tradycyjną? instytucję finansową ? Bank One. W październiku tego roku Wingspan, szukając oszczędności, zdecydował się na utratę swojej niezależności i powrót w struktury firmy macierzystej, by przywrócić płynność finansową. Z kolei First-e, jeden z pionierów wirtualnej bankowości w Irlandii, którego wartość szacuje się na ponad 1 mld euro, zmuszony był po przejęciu w marcu tego roku przez renomowaną hiszpańską instytucję finansową ? Banco Bilbao Vizcaya Argentaria (BBVA) zwolnić część pracowników oraz zrezygnować z kosztownych reklam telewizyjnych. Podobnie stało się w przypadku brytyjskiej firmy Marbles, wyspecjalizowanej w obsłudze kart kredytowych za pośrednictwem globalnej sieci komputerowej. Jej właściciel ? HFC Bank ? także nakazał jej rezygnację z reklam w telewizji i skupienie się na przedstawianiu swojej oferty poprzez np. znacznie tańszą pocztę elektroniczną.Najbardziej znamienny przykład, świadczący o tym, że wirtualna bankowość przeżywa ciężkie dni, jest przypadek szwedzkiej instytucji finansowej Svenska Enskilda Banken (SEB). Właśnie skandynawskie banki mogą obecnie pochwalić się największym doświadczeniem na Starym Kontynencie, jeśli chodzi o bankowość on-line. Przed kilkoma miesiącami przedstawiciele SEB nie ukrywali, że właśnie dzięki internetowi planują przeprowadzić ekspansję w Europie i zdobyć klientów za granicą. Tymczasem SEB niedawno przejął niemiecki bank BfG, ponieważ... ma on aż 170 fizycznych placówek na terenie Niemiec, gdzie obsługa odbywa się w sposób tradycyjny.Z kolei Egg, czyli wirtualny bank stworzony dwa lata temu przez największe brytyjskie tstwo ubezpieczeniowe Prudential Plc., od czasu debiutu na giełdzie wiosną tego roku notuje systematyczny spadek cen akcji i na razie spółka-matka zmuszona jest dokładać do tego przedsięwzięcia, by nie zakończyło się fiaskiem. Również inny potentat brytyjskiej bankowości tradycyjnej ? Halifax ? zdecydował się na otworzenie wirtualnego oddziału. Mimo szumnych zapowiedzi, projekt o nazwie IF (Intelligent Finance) ruszył prawie 3 miesiące później, niż zakładano, i ostatecznie zdecydowano się tylko na uruchomienie nowoczesnych usług bankowych za pośrednictwem telefonu, nie zaś internetu. Irlandzki Allied Irish Bank (AIB), udziałowiec polskich banków WBK i Banku Zachodniego, w ogóle nie ruszył z zapowiadanym na koniec października 2000 r. projektem internetowym, ponieważ uznał, że nie spotka się to z odpowiednio dużym zainteresowaniem ze strony jego klientów. Nawet w Japonii, w której najszybciej pojawiają się nowoczesne rozwiązania technologiczne, taki potentat jak Sanwa Bank postąpił identycznie jak AIB. Zamierzał początkowo uruchomić niezależny wirtualny bank o wartości około 140 mln USD, jednak ze względu na złą koniunkturę wycofał się z tego projektu. W ten sposób w Japonii istnieje na razie tylko jedna instytucja finansowa świadcząca usługi bankowe za pośrednictwem sieci ? Japan Net Bank.Dlaczego rewolucjainternetowa w bankowości tak szybko dobiegła końca?Największym problemem wirtualnej bankowości internetowej, mimo zapowiedzi, że będzie ona znacznym ułatwieniem dla klientów mogących dokonywać operacji bez fizycznej obecności w placówkach bankowych, okazał się fakt, że instytucje te do końca nie zrozumiały potrzeb klientów. Osoba zakładająca rachunek w banku musi przede wszystkim być pewna, że złożone tam depozyty są bezpieczne. Tymczasem informacje o częstych włamaniach do globalnej sieci czy rozsyłanie wirusów komputerowych powodują, że takiej pewności po prostu brakuje. Wprawdzie dzięki licznym zabezpieczeniom stosowanym przez wirtualne banki potencjalny włamywacz raczej nie ma możliwości dysponowania środkami znajdującymi się na rachunku klienta, jednak znaczenie ma tutaj również fakt, że niepożądane osoby mogą poznać czyjś stan oszczędności.Nie bez wpływu pozostaje aspekt techniczny funkcjonowania sieci. Zdarzające się awarie serwerów w wirtualnych bankach oraz wolne połączenia, zwłaszcza gdy użytkownik łączy się z siecią za pośrednictwem telefonu powodują, że w praktyce, mimo reklamowania banków on-line jako instytucji, które zapewniają obsługę przez 24 godziny na dobę, często okazuje się, że tak nie jest.Pozostaje też czynnik o charakterze psychologicznym. Przeprowadzone badania przez specjalistów pokazują, że klienci dysponujący sporą gotówką i zamierzający założyć konto lub też dokonać innej operacji bankowej, zdecydowanie czują się pewniej, gdy mają osobisty kontakt z pracownikami banku, z którego usług zdecydowali się skorzystać, a wysyłanie pieniędzy w ?wirtualną przestrzeń? nie służy ich dobremu samopoczuciu.Wirtualny bank? redukcja kosztów czy nie?Dla wielu banków internetowych, które rozpoczęły swoją działalność od podstaw, a więc nie korzystają, tak jak np. Egg, z doświadczeń spółki--matki wyspecjalizowanej w tradycyjnych usługach finansowych, największym problemem jest pozyskanie klienteli. Aby ją zdobyć, muszą wydać ?realne? pieniądze na kampanię reklamową. Szanująca się instytucja finansowa nie może też pozwolić sobie na brak zysków, a więc kolejnym etapem jest publikacja dobrych raportów finansowych. Według badań przeprowadzonych przez analityków holenderskiego ABN Amro, w Wielkiej Brytanii potencjalną klientelą wirtualnych banków będzie w końcu 2002 r. około 3,5 mln osób. Mniej optymistyczne prognozy przedstawia już firma Forrester Research, wyspecjalizowana w badaniu rynku internetowego, według której instytucje te mogą liczyć w tym czasie co najwyżej na 2 mln klientów. Zważywszy na to, że prawie wszyscy z tej grupy korzystają z usług tradycyjnych banków i będą mieli dostęp do usług on-line, wprowadzanych przez te instytucje, nie może dziwić regres wśród firm internetowych, które dopiero niedawno zdecydowały się na wejście na rynek wirtualnej bankowości. Teza, że bankowość on-line wciąż się rozwija, jest więc aktualna, ale przyczyniają się do tego w większości przypadków tradycyjne instytucje finansowe.Prowadzenie działalności w bankowości internetowej nie przynosi również ? jak n a razie ? oczekiwanej redukcji kosztów. Według badań znanej firmy konsultingowej Ernst & Young, wprowadzenie internetu przyniosło w minionym roku brytyjskim bankom redukcję kosztów zaledwie o około 0,1%. Tymczasem niektórzy optymiści sądzili, że wskaźnik ten może sięgnąć nawet 25%. Znamienny jest tu przykład Halifax, który tworząc swoją wirtualną platformę ? IF ? musiał przeznaczyć na ten cel aż 145 mln USD i zatrudnić dodatkowo ponad tysiąc pracowników.Trzeba jednak stawiaćna internetStanowisko przedstawicieli instytucji finansowych jest jednak jednoznaczne. Mimo kłopotów, trzeba stawiać na rozwój internetowych usług bankowych. Jose Fensolla z hiszpańskiego BBVA, instytucji, która przejęła irlandzki wirtualny bank First-e, podkreśla, że wprawdzie całe to przedsięwzięcie nie przynosi na razie żadnych profitów, jednak rezygnacja z wirtualnej bankowości oznacza zatrzymanie się w miejscu. ? Jeśli nie my, to ktoś inny wejdzie na ten rynek, a za kilka albo kilkanaście lat, wraz z rozwojem sieci komputerowej, może stać się on najważniejszym segmentem bankowości ? podkreśla hiszpański finansista.Duże banki różnie rozumieją strategię internetową. Na przykład renomowany brytyjski Lloyds TSB, którego akcje znalazły się na początku roku w silnym trendzie spadkowym m.in. w związku z krytyką, że nie przedstawił takiej strategii, zdecydował się ostatecznie na uruchomienie specjalnego portalu łączącego odwiedzających go internautów z innymi stronami w sieci. Wprawdzie nie jest to wirtualny bank on-line, jednak można np. za jego pośrednictwem postarać się o korzystny leasing samochodowy. Z kolei hiszpański Bankinter posunął się nawet tak daleko, że oprócz usług bankowych można na jego stronach np. wynająć agencję detektywistyczną.Projekty te odbiegają daleko od idei bankowości wirtualnej, jaką starają się udostępniać np. Halifax czy Prudential, jednak wskazują na wymaganą wręcz w naszych czasach obecność instytucji w internecie.
ŁUKASZ KORYCKIopr. na podst. ?The Economist?