felieton

Przełom roku zawsze skłania do podsumowań tego, co się zdarzyło i snucia prognoz na najbliższą przyszłość. Gazety sylwestrowo-noworoczne są pełne tego typu materiałów, opatrzonych na ogół dość banalnymi tytułami typu ?mija rok, nadchodzi rok? (autentyk z przełomu 1999 i 2000 r., prawa autorskie zastrzeżone).

Niezależnie od nastawienia czytelników do prognoz w ogóle i ich wartości, a prognoz formułowanych przez konkretnych autorów w szczególności, są one mniej lub bardziej wnikliwie analizowane. Przez jednych w celu znalezienia wskazówek, przez innych w celu rozpoznania nastrojów i poglądów uczestników rynku, przez jeszcze innych w celu przyczepiania łatek i wytykania prognoz nietrafionych (niektórzy nie czekając na częściową choćby weryfikację od razu kwalifikują niektóre prognozy jako beznadziejne ? najczęściej jest tak wtedy, gdy nie zgadzamy się z zawartymi w nich stwierdzeniami lub po prostu nie lubimy osoby, która prognozę formułuje).Sądzę, że z prognozami nie jest aż tak źle, jak to określa John Rothchild w swej ?Księdze bessy?, formułując druzgocącą opinię, że prognozy ekonomistów, wybitnych inwestorów i cytujący ich reporterów są nieomylnie mylne. Nie zgadzam się z tym poglądem ze względów logicznych. Rzadko bowiem zdarza się tak, że opinie analityków są identyczne. Zawsze, nawet w czasie szalonej hossy lub wyniszczającej bessy, znajdują się tacy, którzy mają odmienne zdanie na temat perspektyw rozwoju sytuacji i często nie są to tylko sami frustraci. W związku z tym nie wszyscy się mylą. Zawsze więc ktoś ma rację, choć trudno znaleźć takiego ?ktosia?, który zawsze ma rację. Dlatego też warto jednak spoglądać na prognozy.Obserwując te, które już pojawiły się w prasie, można odnieść nieodparte wrażenie, że zdania co do rozwoju sytuacji na rynku kapitałowym oraz rady na temat tego, w co i kiedy należy inwestować w nadchodzącym roku są wyjątkowo podzielone. To z jednej strony utwierdza nas w przekonaniu, że nie wszyscy się mylą, z drugiej zaś ? stanowi pewną trudność, bo w końcu nie wiadomo, kto się myli, a kto nie. Nawet jeśli zadalibyśmy sobie trud przeanalizowania trafności wcześniejszych prognoz danego autora, to i tak nie ma pewności, że właśnie ta najnowsza tym razem się sprawdzi lub będzie chybiona. Niektórzy korzystają z prognoz ?na opak? ? jeśli dojdą do wniosku, że któryś z analityków najczęściej się myli, postępują odwrotnie do rad, jakich udziela i opinii, jakie wygłasza. Jest to niezły sposób na w pełni efektywne wykorzystanie wszystkich dostępnych prognoz ? odrzucając ze wstrętem te, z którymi się nie zgadzamy, lub formułowane przez naszego ?ulubionego? analityka, tracimy cenny materiał do przemyśleń.Tak więc wśród naszych guru są tacy, którzy wierzą, że będzie można nieźle zarobić na rynku akcji, lecz nie brakuje też tych, którzy radzą zachować wzmożoną ostrożność. Jedni radzą angażować się w akcje w pierwszej połowie roku, inni zaś ? w drugiej. Spora część radzi podzielenie inwestycji w równych częściach między akcje i obligacje (tego typu rady rasowy inwestor giełdowy oczywiście odrzuca z zasady, choć nie zawsze słusznie), jedni radzą lokatę w złotego, inni w niemiecką markę. Ostatecznie możemy wybrać to, co nam najbardziej odpowiada. W moim przekonaniu to zróżnicowanie opinii jest bardzo dobrym prognostykiem. Na pewno będzie można zarobić, a ostrożność w inwestowaniu jest niezbędna zawsze.Trudno się zresztą dziwić różnorodności prognoz, skoro równie niejednoznaczne są oceny tego, co już się wydarzyło. Statystycznie rzecz biorąc, 2000 rok był o wiele gorszy niż poprzedni. Wartość WIG bowiem niemal nie uległa zmianie, podczas gdy w 1999 r. wzrosła o ponad 40%. Czy jest to ocena zgodna z odczuciami inwestorów? Sądzę, że nie. Wszak w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy mieliśmy dwa okresy całkiem sporych wzrostów, jeden dość długi okres ?beztrendzia? i tylko jedną większą ?zwałkę?. I to w czasach, gdy Nasdaq przeżył dwie poważne fale spadkowe i kończy rok z prawie 40-proc. stratą, es i Standard & Poor?s zaś nie mogą pochwalić się sukcesami, pozostając na poziomie nieco niższym niż kończyły 1999 rok.Generalnie przyjęcie do podsumowań okresu roku kalendarzowego poza jedną dość wątpliwą zaletą (wiadomo dokładnie, kiedy się zaczyna i kiedy kończy) może być więc mocno mylące. Ponadto jest źródłem wielu dziwnych zjawisk, takich jak na przykład efekt stycznia, w którego istnienie jedni nie wierzą, inni różnymi metodami starają się zaś udowodnić, że ci pierwsi nie mają racji lub też window dressing, czyli sztucznego upiększania osiągniętych wyników. Jest też sprzeczne z naturą zjawisk giełdowych, bo przecież ta sama hossa ?działała? zarówno pod koniec 1999 r., jak i na początku 2000 r.A więc poza tradycyjnymi życzeniami, życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Trendu.