Nie pojawiły się czynniki, które wskazywałyby na możliwość rychłego powrotu hossy. Dotyczy to zarówno czynników zewnętrznych, jak i krajowych. Co więcej, na horyzoncie zbiera się coraz więcej czarnych chmur. Jednocześnie giełdy w ostatnich dniach zachowywały się tak, jakby ich nie zauważały. To zapewne wynik wcześniejszej hossy, która podtrzymuje pozytywne nastawienie inwestorów w dłuższym terminie. Trzeba jednak mięć świadomość, że przy realizacji negatywnych scenariuszy stanowi to dodatkowy element ryzyka. Prawdziwe przewartościowanie nastawienia inwestorów byłoby dopiero przed nami.
Niezrównoważone Chiny
Inwestorzy mają chyba coraz mniej wątpliwości o wejściu amerykańskiej gospodarki w bardzo trudny okres. Jest to konsekwencją kryzysu na rynku nieruchomości. Na razie jednak reakcje są dość opanowane. Nadzieje daje wiara w to, że w razie konieczności Fed obetnie stopy procentowe. Historia pokazuje, że taki krok sprzyja giełdzie. Pojawiają się jednak poważne wątpliwości, że będzie on możliwy. Ponowne przyspieszenie inflacji stawia to pod dużym znakiem zapytania.
Równocześnie złe sygnały płyną nie tylko ze Stanów Zjednoczonych. Niepokojąco zabrzmiała wypowiedź premiera Chin. Stwierdził, że wzrost inwestycji w Państwie Środka jest zbyt duży, zbyt szybko rośnie zadłużenie społeczeństwa, wymiana handlowa jest niezrównoważona, tak samo jak międzynarodowe przepływy pieniężne. Trudno to odczytywać jako zapowiedź kolejnych działań zmierzających do strudzenia tamtejszej gospodarki. Oprócz Ameryki stanowi drugie najważniejsze koło zamachowe globalnej koniunktury.
W ostatnim czasie największe zaniepokojenie takim obrotem spraw widać było na rynku walutowym. Zdecydowanie zyskiwał frank szwajcarski, będący tradycyjnym safe heaven dla globalnych inwestorów. Przez tydzień dolar potaniał z prawie 1,235 franka do 1,204. Euro spadło z blisko 1,62 franka do 1,605.