Gospodarka nie ma szczęścia do kolejnych ekip rządowych. Priorytety dwuletnich rządów PiS z koalicjantami dalekie były od spraw gospodarczych. Szybki wzrost gospodarczy nastąpił po części z powodu ogólnoświatowej dobrej koniunktury, napływu środków unijnych oraz zaniechania reform rynkowych. Brak reform w krótkim okresie pomaga bowiem we wzroście gospodarczym, ale w dłuższym okresie grozi zawirowaniami i nierównowagą.
Powszechnie oczekiwano, że objęcie rządów przez Platformę Obywatelską i PSL przyniesie zmiany w podejściu do gospodarki. PO cieszy się poparciem przedsiębiorców, a zapowiedzi programowe nowego rządu miały wyraźny charakter prorynkowy i reformatorski.
Tymczasem mijają kolejne tygodnie i miesiące, a w polityce gospodarczej niewiele się dzieje. Nowe kierownictwo Ministerstwa Finansów jest dość wstrzemięźliwe w kontaktach z otoczeniem gospodarczym, Ministerstwo Gospodarki zamyka się w rozwiązywaniu licznych spraw technokratycznych, jedynie Skarb Państwa daje czytelne sygnały swoich zamierzeń, ale do ich realizacji jeszcze daleko. Dość cicho zrobiło się wokół resortu rozwoju regionalnego i spraw europejskich, co może być zarówno dobrą, jak i złą informacją. Dzięki kolejnej ciepłej zimie resorty budownictwa i infrastruktury mogą spać spokojnie, budowlańcy pracują na ich dobre samopoczucie.
Podoba mi się kilka zapowiedzi płynących z resortu oświaty. Pochwalam rozpoczynanie edukacji szkolnej dzieci w wieku sześciu lat, jak również przywracanie egzaminów maturalnych z matematyki. Te dwa pochwały godne posunięcia przyniosą w przyszłości poprawę jakości kapitału ludzkiego i konkurencyjności Polski.
Rozczarowanie budzą deklaracje w sprawie przystąpienia naszego kraju do strefy euro. Dość ogólnikowe ich formułowanie już nikogo nie zadowalają. Brak unowocześniania gospodarki poprzez zauważalne zwiększanie nakładów na naukę i na badania i rozwój stoi w sprzeczności z zamiarem naśladowania irlandzkiej ścieżki rozwoju. Tymczasem dystans rozwojowy Polski od reszty Europy stale się powiększa.