O wahaniach nastrojów inwestorów na ostatnich sesjach najlepiej świadczy wczorajsza reakcja na doniesienia z UBS. Początkowo negatywnie postrzegano duże straty, by potem skupić się przede wszystkim na pozyskiwanym przez ten bank oraz Lehman Brothers kapitale poprzez emisje akcji. Jednocześnie na czołówkach wiadomości z rynku surowców królowały sformułowania o obawach, że zwalniająca gospodarka przełoży się na mniejsze zapotrzebowanie na ropę czy miedź.
To jednak nie pasowało do dużego optymizmu, jaki panował na giełdach. Zwyżka cen akcji miała raczej psychologiczne podłoże. Pozytywnie odbierano to, że kolejne opublikowane dane z amerykańskiej gospodarki wypadły lepiej od oczekiwań. Tak było zarówno z indeksem ISM, jak i wydatkami budowlanymi. Jednocześnie jednak obie informacje w kategoriach bezwzględnych trudno było uznać za korzystne. Dynamika spadku wydatków zwiększyła się piąty kolejny miesiąc z rzędu, a ISM utrzymał się poniżej 50 pkt, oddzielających rozwój od spowolnienia w branży. Do tego do najwyższego poziomu od jesieni 2005 r. wzrósł subindeks cen, co wskazuje na utrzymującą się presję inflacyjną. Do tego drugi raz obniżona została prognoza sprzedaży detalicznej w marcu. Ma nie zmienić się albo spaść w porównaniu z marcem 2007 r.
Spojrzenie na przebieg średnich kroczących z 4 tygodni czy 3 miesięcy pokazuje, że wczorajsza zwyżka nic nie zmienia w sytuacji S&P 500. Obie średnie w dalszym ciągu zniżkują, wskazując na obecność spadkowej tendencji zarówno w krótkim, jak i średnim terminie. Do większego optymizmu skłaniałoby wyraźniejsze wyjście indeksu ponad 1350 pkt, czyli marcowy szczyt. W pierwszej połowie wtorkowej sesji ten opór został osiągnięty. Jego przekroczenie otwierałoby drogę do dotarcia w rejon 1380-1395 pkt, gdzie wypadły górki na początku i pod koniec lutego. To dawałoby jeszcze 3-4-proc. potencjał zwyżki. Na razie nie widać czynników, które pozwoliłyby na mocniejszy ruch w górę.
Parkiet