Cena ropy naftowej we wtorek otarła się w Nowym Jorku o 120 dolarów za baryłkę i tę barierę przekroczy zapewne w najbliższych dniach. W ciągu trzech tygodni ropa zdrożała o 20 USD, a więc o 20 proc. Inwestorzy kupują surowce przede wszystkim dlatego, że spodziewany jest dalszy wzrost ich cen w wyniku coraz większego popytu w Chinach i innych krajach rozwijających się. Inwestują w surowce także w obawie przed większą inflacją, zwłaszcza w wyrażeniu dolarowym, bo kurs amerykańskiej waluty słabnie systematycznie i we wtorkowy wieczór przebił kolejną barierę 1,60 USD za euro.
Tani dolar
Kurs amerykańskiej waluty słabnie, bo zaatakowana kryzysem kredytowym tamtejsza gospodarka radzi sobie o wiele gorzej niż inne. W celu ożywienia koniunktury bank centralny w Waszyngtonie obniża stopy procentowe. Podstawowa stopa wynosi w USA 2,25 proc., w porównaniu z 4 proc. w strefie euro. Przy czym Europejski Bank Centralny utrzymuje poziom oprocentowania kredytów na poziomie najwyższym od sześciu lat i z najnowszych wypowiedzi jego przedstawicieli wynika, że stopy w strefie euro raczej będą rosły niż spadały.
EBC chce przede wszystkim uchronić ten rejon przed wysoką inflacją, a możliwością osłabienia tempa wzrostu gospodarczego wydaje się nie przejmować. I chyba słusznie, bo na przykład wczoraj okazało się, że usługi w strefie euro rozwijają się w kwietniu szybciej niż oczekiwano, co oznacza, że spółki dają sobie radę z mocnym euro i coraz droższą energią. Potwierdzeniem wciąż dobrej koniunktury jest też wzrost zamówień w przemyśle. W lutym były one o 0,6 większe niż w styczniu, a ekonomiści spodziewali się spadku o 0,4 proc. W stosunku rocznym zamówienia wzrosły o 9,9 proc. Również to, poza drożejącą żywnością i żądaniami płacowymi, zapowiada wzrost inflacji, której stopa w marcu wyniosła 3,6 proc., najwięcej od 16 lat.
Sztywna podaż