System wykrywania nielegalnych przychodów i ich opodatkowania jest kosztowny i nieskuteczny, powinien ulec całkowitej zmianie - uważa wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli Stanisław Jarosz. Urzędnicy są w stanie wykryć, że podatnik ukrywa część swoich dochodów przed fiskusem, jeśli wydatki, na przykład na dobra luksusowe, znacznie przekraczają deklarowane zarobki. Jeśli potwierdzi się podejrzenie, że rzeczywiste dochody podatnika są większe od deklarowanych, fiskus ma prawo nałożyć podatek w wysokości 75 proc. ujawnionych kwot. Tyle że - jak wynika z kontroli NIK - wykrycie nielegalnych dochodów udaje się bardzo rzadko. W 19 skontrolowanych urzędach skarbowych, przez 2,5 roku (kontrola dotyczyła lat 2004-2006) uzyskano zaledwie 804 tys. zł dodatkowych wpływów, a w przypadku dziewięciu urzędów kontroli skarbowej - 20 mln zł. A na wynagrodzenia pracowników zajmujących się tymi sprawami wydatkowano 2-3 razy więcej.
Zdaniem S. Jarosza, przyczyną takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim niezajmowanie się w pierwszej kolejności sprawami, w których w grę mogą wchodzić wysokie kwoty, lub dotyczące osób, co do których istnieje przypuszczenie, że mogą posiadać inne niż deklarowane dochody.
Według Jarosza, urzędy skarbowe rozpoczynają postępowania najpierw tam, gdzie zbliża się okres przedawnienia, nawet jeżeli dotyczą one małych kwot. Jego zdaniem, instytucje te podchodzą do kontroli formalnie.
NIK negatywnie oceniła stosowane przez urzędy skarbowe kryteria doboru spraw. NIK zbadała ponad 1100 informacji z grupy o najwyższej wartości (łączna kwota to około 500 mln zł), stwierdzając, że połowa z nich w ogóle nie została objęta analizą urzędów.
Kontrola Izby wykazała nie tylko niewłaściwą współpracę między urzędami skarbowymi a urzędami kontroli skarbowej, ale także niewłaściwy nadzór ze strony Ministerstwa Finansów.