Resort finansów w piątek znów powtórzył, że jest przeciwko obniżce akcyzy na paliwa silnikowe (o co wnioskował wicepremier Waldemar Pawlak).
Argumenty przeciw obniżce wypunktował na konferencji prasowej Jacek Kapica, wiceminister finansów. Resort przede wszystkim obawia się, że zarobią na niej tylko hurtownicy i właściciele stacji benzynowej. Poza tym zwraca uwagę na konieczność uzyskania zaplanowanych wpływów budżetowych oraz na możliwy spadek cen ropy. - Dlatego w tej chwili nie powinniśmy podejmować żadnych decyzji - mówił Kapica. W piątek na londyńskiej giełdzie za baryłkę ropy gatunku Brent płacono 126 dolarów, prawie 10 dolarów mniej niż w ostatnich tygodniach. Spadek ten eksperci tłumaczą mniejszym popytem, ograniczonym przez zaporowe cen, i wycofywaniem się z rynku spekulantów.
Szef rządu Donald Tusk wciąż się waha. Chciałby gwarancji, że obniżek nie "przejedzą" rafinerie i pośrednicy. - Rok temu baryłka kosztowała 75 dolarów. Tymczasem obecne ceny benzyny są identyczne jak rok temu. Widać więc, jak wielkie były marże zawarte w cenie - mówi premier. - Jeśli dostaniemy 100-proc. pewność, że obniżka będzie widoczna na stacjach, a nie doprowadzi wyłącznie do wzrostu marż, będziemy zastanawiać się nad zmianą akcyzy- dodaje.
Tymczasem PiS stawia rządowi ultimatum - albo do środy akcyza na paliwa spadnie, albo opozycja złoży wniosek o wotum nieufności dla ministra finansów. - Decyzja powinna zapaść w ciągu kilku dni, ale nie ma to nic wspólnego z tym ultimatum - mówi "Parkietowi" szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Dodaje, że jeśli będzie taka możliwość, premier na pewno powie "tak" obniżkom.
Nieoficjalnie mówi się, że jeśli obniżka nastąpi, to tylko o 15 gr. Tymczasem gdyby ograniczyć podatki do wymaganego w Unii minimum, ceny ropy spadłyby o 15 gr, ale benzyny nawet o 60-65 gr. Eksperci BM Reflex uważają, że obniżka poniżej 25 gr nie będzie odczuwalna dla kierowców