Firmy telekomunikacyjne wydają się wymarzonymi sprzedawcami usług finansowych - przede wszystkim z racji ogromnych baz klientów, idących w miliony osób. Wystarczy namówić do skorzystania z danej usługi tylko kilka procent użytkowników i już można mówić o sukcesie, na jaki same instytucje finansowe muszą solidnie zapracować.
Nietrudno sobie wyobrazić, że operator telekomunikacyjny w krótkim czasie staje się znaczącym graczem na rynku, np. kart kredytowych. W tej chwili największe polskie banki mają nieco ponad milion wydanych kart. Dołączenie do takiego grona nie powinno być specjalnie trudne dla firmy, która ma ponad 20 mln klientów (nawet jeśli dużą część liczy podwójnie, a w dodatku nie brakuje takich, którzy w swoich portfelach mają już przynajmniej jedną kredytówkę). Dlatego nie dziwi, że Telekomunikacja Polska, największy operator na naszym rynku, również zaczęła poważnie myśleć o "wejściu w finanse" (tym bardziej że jej szef Maciej Witucki, zanim przyszedł do spółki, kierował jednym z dynamiczniej rozwijających się banków adresujących ofertę do masowej klienteli).
Problem w tym, że dotychczasowe doświadczenia operatorów w oferowaniu usług finansowych nie zachęcają do hurraoptymizmu. Nie słychać o tym, by ktokolwiek chwalił się wielkimi osiągnięciami na tym polu. Czy TP ma sposób na uzyskanie efektów, które zadowolą akcjonariuszy, ale też będą miały zauważalny wpływ na rynek? O tym przekonamy się dopiero wówczas, gdy projekt oferowania usług finansowych naprawdę zacznie funkcjonować.