Notowania akcji w Europie, mierząc wskaźnikiem DJ Stoxx 600, spadały wczoraj czwartą sesję z rzędu. Na wybranych rynkach przecena przekraczała 1 proc. Wyprzedaż objęła też Azję, gdzie spadki były najgłębsze od trzech miesięcy. Do wyjątkowo mocnego tąpnięcia doszło w Chinach - indeks CSI 300 zniżkował aż o 8,1 proc. i wyznaczył nowy dołek trwającej od jesieni bessy.
Indeksy na zamknięcie giełd amerykańskich w większości spadły. S&P 500 i Nasdaq straciły odpowiednio 0,2 i 0,4 proc. Dow Jones poszedł w górę zaledwie o 0,1 proc. Nie cieszą się powodzeniem również amerykańskie papiery skarbowe. W ciągu dwóch sesji rentowność (zachowuje się odwrotnie niż cena) dwulatek zanotowała największy wzrost od 1985 r. - o 42 punkty bazowe, do 2,81 proc. Jest już niewiele niższa niż w styczniu tego roku.
Jastrząb Bernanke
Analitycy wskazują na najważniejszy powód całego zamieszania. - Najbardziej martwi oczywiście inflacja. Myśleliśmy, że banki centralne będą kontynuować luzowanie polityki pieniężnej. Tymczasem nawet Ben Bernanke zaczął mówić jak rasowy jastrząb - komentowała dla Bloomberga wczorajsze notowania Jane Coffey, odpowiadająca za rynek akcji w Royal London Asset Management w brytyjskiej stolicy.
Szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej na konferencji w Bostonie w poniedziałek w nocy naszego czasu zapowiedział, że jego instytucja będzie ostro zwalczać jakiekolwiek objawy wzrostu oczekiwań inflacyjnych w Stanach Zjednoczonych. Innymi słowy, Fed, jeśli będzie trzeba, nie zawaha się podwyższyć stóp procentowych. Dotąd szybko je obniżał (z 5,25 proc. we wrześniu do 2 proc. obecnie), chcąc w ten sposób złagodzić skutki załamania na krajowym rynku nieruchomości. Teraz zmienił optykę. Boi się, że rekordowe notowania ropy naftowej i innych surowców mogą przełożyć się na wzrost cen innych towarów i podbić inflację. W Ameryce, jak sądzą analitycy, stopy mogą podskoczyć jeszcze przed końcem roku.