Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 27.02.2017 12:21 Publikacja: 15.06.2008 12:50

Ubiegły tydzień przyniósł poważną zmianę na naszym rynku - przewaga podaży

sprowadziła ceny pod poziom dołka z marca i pod poziom dołka ze stycznia

wig20futtyg.gif . Taka sytuacja oznacza prawdopodobne zakończenie kilku

miesięcy wahań w ramach trendu bocznego, a więc powrót do trendu

spadkowego zapoczątkowanego w ubiegłym roku. Prawdopodobnie, bo jeszcze

nie wszystko jest przesądzone. Po zaliczeniu minimum spadku na początku

czwartkowej sesji rynek powoli się podniósł. Skala wzrostu cen jest zbyt

mała, by mówić o negacji sygnału, ale i tak zwyżka w tym miejscu jest

ciekawym wydarzeniem. Jej pojawienie się nie oznacza końca przeceny. W

końcu w trakcie wcześniejszych czterech sesji rynek spadł o prawie 300

pkt. bez żadnej poważniejszej korekty. Wyprzedanie było faktem, a więc i

pojawienie się korekty było tylko kwestią czasu. Tym bardziej, że część

inwestorów ma w głowie nie tylko zejście pod styczniowy dołek, ale również

opuszczenie formacji trójkąta. Teraz równie dobrze możemy w ramach korekty

wykonać ruch powrotny do jego dolnego ograniczenia.

Jak zwał, tak zwał - czwartek i piątek dał chwilę wytchnienia. Zabawa

zacznie się od poniedziałku. Tym bardziej, że czeka nas w tym tygodniu

kilka ważnych publikacji danych makro. Niespodzianki mogą mieć duże

znaczenie dla układu sił. Nerwowość na rynkach jest ostatnio spora. Dzięki

temu wzrosła zmienność. W takich warunkach dynamiczne zmiany cen nie

powinny być niespodzianką. Czynnikiem, który może tylko wzmagać tą

zmienność jest fakt piątkowego wygasania aktualnych najpłynniejszych serii

instrumentów pochodnych. No i nie można zapominać, że powoli kończy się

półrocze. Na razie walki o wyniki nie było widać. Wcześniejsze moje

przypuszczenia, że popyt powalczy o wynik, nie sprawdziły się. Na plusy

nie ma już raczej co liczyć. Przypomnijmy, że kwartał rozpoczął się w

pobliżu 3000 pkt. W tej chwili wydaje się mało prawdopodobne, by ten

dystans udało się nadrobić. Oznaczałoby to zanegowanie całej ostatniej

fali spadków.

Scenariusze spadków są różne. Najwięcej opinii sugeruje, że zatrzymamy się

w okolicy dołka z czerwca 2006 roku. Poziom 2500 pkt. przewija się

najczęściej. Niewątpliwie można oczekiwać, że w tych okolicach popyt byłby

aktywniejszy. Z drugiej strony, skoro większość tego oczekuje, to w

rzeczywistości uda się z tym poziomem? Obiła mi się o ucho opinia, że

spadek może sprowadzić kontrakty nawet na poziom 1900 pkt., co ma wynikać

z przypuszczenia, że ostatnia kilkumiesięczna korekta znajduje się w

połowie całego spadku, a więc ruch ją poprzedzający ma wyznaczyć zakres

spadku po wybiciu w dół. Trzeba przyznać, że to dość pesymistyczny

scenariusz. Założę się, że jest też spora grupa graczy, którzy

przypuszczają, że to powszechne oczekiwanie na spadek cen wskazuje na to,

że potencjał podaży do wykreślenia większej przeceny poważnie zmalał.

Można się domyślać, że oczekują oni, że dołek zostanie wyznaczony lada

chwila. O ile już nie został wyznaczony w czwartek rano. Każdy z tych

scenariuszy jest ciekawy i do każdego należy podchodzić z rozwagą. Problem

polega na tym, że mamy tu do czynienia z poważną niepewnością związaną z

tym, czy znowu jakaś instytucja amerykańska nie puści bąka psując ponownie

atmosferę. Już zdążyliśmy się chyba przyzwyczaić, że taka informacja może

się pojawić właściwie w każdej chwili, a zapewnienia poszczególnych

zarządów spółek mają się nijak do ryzyka, co udowodnił nam Bear Stearns.

Inna sprawa, że poszukiwanie poziomu dołka w trakcie trwania trendu, a

zwłaszcza w chwili zakończenia kreślenia korekty tego trendu, jest mało ym poziomem, jak i na

poziomie 200 dolarów za baryłkę. Jedno jest w tym pocieszające -

pojawienie się hiperboli wskazuje na to, że tak wysokie ceny ropy nie będą

trwały zbyt długo. Zresztą co mogłoby wywindować te ceny wyżej? Już teraz

cena rośnie na bazie plotek o możliwym ataku Izraela na Iran, a

przynajmniej tak podają serwisy. Koncepcja raczej naciągana, ale w tym

stadium cyklu rynkowego widać, że wystarczająca. Wyższa cena ropy to

oczywiście zyski funduszy obecnych na tym tynku, ale także zagrożenie

makroekonomiczne.

Mowa o inflacji. Publikacje wskaźników cen dóbr konsumpcyjnych zbywane są

machnięciem ręką, bo przecież wyższa inflacja to tylko wynik zmian cen

energii i żywności - wartości bazowe pozostają bliskie normy. O ile

rzeczywiście na razie zmiany cen żywności i energii postrzegane są jako

czynniki zewnętrzne, na które nie ma wpływu władza monetarna, to

przedłużanie się oddziaływania tych zewnętrznych czynników powoduje

powolny ich wpływ na wzrost cen reszty dóbr. Ostatnio dało się zauważyć

wzrost oczekiwań inflacyjnych w Polsce. O ile podmioty administracji

wykazują tu optymizm, to pozostałe wskazują na spore ryzyko szybszego

wzrostu cen. Ministerstwo Finansów nadal jest zdania, że inflacja swoje

maksimum osiągnie w sierpniu i wyniesie ona 4,5 proc. Dane za maj mówią o

wzroście cen o 4,4 proc. Część banków inwestycyjnych oraz OECD jest

zdania, że inflacja osiągnie wyższe wartości, co zmusi do dalszego

działania Radę Polityki Pieniężnej. Dla rady ważna będzie najbliższa

projekcja inflacji. Postrzeganie przez władzę monetarną zmian cen na rynku

energii i żywności jako cykliczny czynnik krótkotrwały może się zmienić.

Wtedy walka z inflacją może się ponownie zaostrzyć. Takiego zaostrzenia

zaczynają się także obawiać Amerykanie. Tamtejsze rynki pochodnych już

antycypują więcej niż jedną podwyżkę stóp procentowych do końca bieżącego

roku. Spadają także ceny obligacji długoterminowych, co podnosi ich

rentowność 10y.gif

Co ciekawe, wzrost oczekiwań co do wyższych stóp procentowych ma miejsce

niezależnie od tego, czy gospodarka amerykańska wyjdzie z obecnego

uśpienia. Nie bez znaczenia jest to, że ostatnie publikacje danych makro

są w większości lepsze od prognoz. To pomaga rynkom śmielej patrzeć na

przyszłe ruchy Fed. Można się zastanawiać, czy faktycznie ta śmiałość jest

upoważniona. Wynikałoby bowiem na to, że inwestorzy nie obawiają się już

dalszego pogorszenia sytuacji makro. Nie oczekują jej szybkiej poprawy,

ale również nie spodziewają się pogłębienia recesji. W tym tygodniu

dostaniemy kolejne dane, które albo potwierdzą to oczekiwanie, albo nim

zachwieją. Moim zdaniem optymizm jest przedwczesny. Jedna seria lepszych

od prognoz danych (a nie zawsze były to dane bezwzględnie lepsze) nie

zmieni oceny sytuacji. Kilka kolejnych kawałków tej układanki otrzymamy

wkrótce.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy