Wczorajsza sesja w Stanach Zjednoczonych nie przyniosła rozstrzygnięcia co do dalszego kierunku ruchu w średnim terminie. Na wykresie S&P 500 widać kształtującą się formację klina zwyżkującego, która sugeruje kontynuację trendu spadkowego. Potwierdzeniem tego była końcówka ubiegłego tygodnia, gdy wzrostom nie towarzyszyła wysoka aktywność inwestorów. Muszą oni odnaleźć się w nieco odmiennej sytuacji na rynku. Ceny ropy przełamały istotne wsparcie na poziomie 120 USD za baryłkę i wkrótce czeka nas test linii trendu wzrostowego trwającego od stycznia 2007 roku w okolicach 112 USD. Spadki cen ropy to z jednej strony mniejsza presja inflacyjna, ale kluczowy jest tu wpływ prognoz spowolnienia globalnej koniunktury gospodarczej i spadek popytu na surowce. Podobną sytuację widać bowiem na wykresie kontraktów na miedź. Drugi czynnik odpowiadający za taniejące ceny na rynku towarowym to umacniający się dolar. EUR/USD jest obecnie najniżej od prawie pół roku. Wydaje się, że w sytuacji, gdy brak jasnego sygnału ze strony Fedu sugerującego rychłą podwyżkę stóp procentowych, umocnienie amerykańskiej waluty należy raczej traktować w kategoriach wzrostu awersji do ryzyka na rynku. Obawy, że spowolnienie gospodarcze dotknie nie tylko Stany Zjednoczone, powodują, że dolar znów wydaje się bezpiecznym aktywem.

Trudno jednak o jednolitą wykładnię ostatnich zmian trendów średnioterminowych na rynku surowcowym oraz walutowym. Jest prawdopodobne, że wpisują się one w szerszy scenariusz sugerujący, że wchodzimy w fundamentalną fazę bessy. Wówczas zamiast przecen wywołanych obawami inwestorów o spowolnienie gospodarcze spadki wynikają z potwierdzenia wcześniejszych domysłów, zaś na horyzoncie brak widoków rychłej poprawy koniunktury. Taki scenariusz może przynajmniej na pewien czas zanegować trwałe przebicie na S&P 500 oporów wynikających z marcowych i styczniowych dołków (okolice 1275-1315 pkt).