Jeszcze w 2006 r. kontrakty na różnice kursowe (ang. contract for difference, czyli CFD) były w Polsce nowinką, o której mało kto słyszał. Instrumenty te kojarzono wówczas głównie z rynkiem walutowym, bo udostępniały je raczkujące wówczas platformy foreksowe. Przez te pięć lat wiele się zmieniło. Rosnące wymagania inwestorów sprawiły, że dziś CFD znajdują się w ofercie wielu tradycyjnych domów maklerskich i umożliwiają zajmowanie pozycji nie tylko na rynkach walut, ale też wielu innych aktywów.
O tym, jak szybko popularyzuje się ten relatywnie nowy produkt finansowy (na dojrzałych rynkach stały się one dostępne dla inwestorów indywidualnych pod koniec lat 90.), najlepiej świadczy to, że Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała niedawno na jego temat broszurę informacyjną, przypominając o wiążącym się z nim ryzykiem. Czym są więc kontrakty
CFD, dlaczego zaskarbiają sobie sympatię inwestorów i czy faktycznie są bardziej ryzykowne niż inne dostępne w Polsce instrumenty finansowe?
Wiele podobieństw do futures
CFD to instrumenty pochodne (derywaty), co oznacza, że ich wartość jest uzależniona od notowań innych instrumentów finansowych, zwanych bazowymi. Paleta tych ostatnich jest bardzo szeroka: od walut przez akcje i indeksy akcji, obligacje oraz surowce po notowane na giełdach jednostki uczestnictwa w funduszach typu ETF czy stopy procentowe. W ofercie niektórych platform inwestycyjnych i domów maklerskich są kontrakty na różnice kursów ponad 100 par walutowych i na dziesiątki tysięcy akcji z kilkudziesięciu giełd. Wspólną cechą wszystkich tych CFD jest to, że umożliwiają zarabianie na zmianach cen instrumentów bazowych – zarówno w górę, jak i w dół – bez konieczności ich faktycznego posiadania. Pod tym względem kontrakty CFD wyraźnie przypominają kontrakty terminowe.
To niejedyne podobieństwo. Nie bez powodu CFD są często określane jako pozagiełdowy odpowiednik kontraktów terminowych. Z perspektywy wielu inwestorów najważniejszą wspólną cechą tych instrumentów jest to, że oba pozwalają na stosowanie dźwigni finansowej. Znaczy to, że do otwarcia pozycji o danej wartości potrzebny jest zaledwie ułamek tej kwoty, tzw. depozyt zabezpieczający.