Jeden instrument, wiele rynków

Kontrakty CFD na zachodnich rynkach są dostępne dla inwestorów indywidualnych od kilkunastu lat, a w Polsce zaledwie od kilku. Ale szybko zyskują popularność, m.in. dzięki ich wszechstronności

Aktualizacja: 24.02.2017 06:16 Publikacja: 14.10.2011 15:57

Jeden instrument, wiele rynków

Foto: Archiwum

Jeszcze w 2006 r. kontrakty na różnice kursowe (ang. contract for difference, czyli CFD) były w Polsce nowinką, o której mało kto słyszał. Instrumenty te kojarzono wówczas głównie z rynkiem walutowym, bo udostępniały je raczkujące wówczas platformy foreksowe. Przez te pięć lat wiele się zmieniło. Rosnące wymagania inwestorów sprawiły, że dziś CFD znajdują się w ofercie wielu tradycyjnych domów maklerskich i umożliwiają zajmowanie pozycji nie tylko na rynkach walut, ale też wielu innych aktywów.

O tym, jak szybko popularyzuje się ten relatywnie nowy produkt finansowy (na dojrzałych rynkach stały się one dostępne dla inwestorów indywidualnych pod koniec lat 90.), najlepiej świadczy to, że Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała niedawno na jego temat broszurę informacyjną, przypominając o wiążącym się z nim ryzykiem. Czym są więc kontrakty

CFD, dlaczego zaskarbiają sobie sympatię inwestorów i czy faktycznie są bardziej ryzykowne niż inne dostępne w Polsce instrumenty finansowe?

Wiele podobieństw do futures

CFD to instrumenty pochodne (derywaty), co oznacza, że ich wartość jest uzależniona od notowań innych instrumentów finansowych, zwanych bazowymi. Paleta tych ostatnich jest bardzo szeroka: od walut przez akcje i indeksy akcji, obligacje oraz surowce po notowane na giełdach jednostki uczestnictwa w funduszach typu ETF czy stopy procentowe. W ofercie niektórych platform inwestycyjnych i domów maklerskich są kontrakty na różnice kursów ponad 100 par walutowych i na dziesiątki tysięcy akcji z kilkudziesięciu giełd. Wspólną cechą wszystkich tych CFD jest to, że umożliwiają zarabianie na zmianach cen instrumentów bazowych – zarówno w górę, jak i w dół – bez konieczności ich faktycznego posiadania. Pod tym względem kontrakty CFD wyraźnie przypominają kontrakty terminowe.

To niejedyne podobieństwo. Nie bez powodu CFD są często określane jako pozagiełdowy odpowiednik kontraktów terminowych. Z perspektywy wielu inwestorów najważniejszą wspólną cechą tych instrumentów jest to, że oba pozwalają na stosowanie dźwigni finansowej. Znaczy to, że do otwarcia pozycji o danej wartości potrzebny jest zaledwie ułamek tej kwoty, tzw. depozyt zabezpieczający.

Przykładowo, jeśli kupujemy CFD na uncję złota, gdy kosztuje ona 1600 USD, a wymagany w tym przypadku depozyt wynosi 5 proc. wartości transakcji (dźwignia 1:20), to do zajęcia pozycji potrzebujemy zaledwie 80 USD. Jeśli kruszec podrożeje o 80 USD, do 1680 USD za uncję, i przy tej cenie zamkniemy pozycję, nasz zysk wyniesie 80 USD (dla uproszczenia pomijamy inne koszty transakcji, które opisujemy w ramce poniżej), czyli podwoimy zainwestowany kapitał.

Gdybyśmy po prostu kupili uncję złota na rynku spot, także zarobilibyśmy 80 USD, ale w tym wypadku byłoby to tylko 5 proc. kapitału. Innymi słowy, zastosowanie dźwigni finansowej sprawia, że zmiany cen instrumentu bazowego przekładają się na znacznie większe zyski. Jest to jeden z zasadniczych powodów, dla których inwestorzy decydują się zająć pozycję na danym instrumencie za pośrednictwem CFD, a nie bezpośrednio. Inną kwestią jest, że wiele aktywów, stanowiących podstawię dla kontraktów na różnicę kursu, nie jest dostępnych w inny sposób dla polskich inwestorów. To jednak oznacza – jak zwraca uwagę KNF – że dzięki CFD klienci biur maklerskich i platform mogą inwestować na rynkach, na których nie mają żadnego doświadczenia.

Duże możliwości lewarowania

W dźwigni finansowej, czyli tzw. lewarze, kryje się też klucz do zrozumienia, dlaczego kontrakty CFD mogą mieć w oczach inwestorów przewagę nad tradycyjnymi kontraktami terminowymi. Te pierwsze umożliwiają bowiem najczęściej zastosowanie większego lewaru niż te drugie. – Kupując standardowy kontrakt terminowy na WIG20, trzeba wpłacić około 10 proc. jego wartości. Klient kupujący u nas CFD na ten indeks musi zaś wpłacić tylko 1 proc. wartości – wskazuje Damian Tracz, makler w Biurze Maklerskim Alior Banku.

Z czego wynika ta różnica? – Kontrakty terminowe są zazwyczaj rozliczane raz dziennie, po zamknięciu sesji, natomiast kontrakty CFD są rozliczane w czasie rzeczywistym. Po każdej zmianie ceny instrumentu bazowego inwestor widzi, ile zyskał lub stracił na CFD. Dlatego broker wymaga mniejszego zabezpieczenia – wyjaśnia Łukasz Wardyn, dyrektor zarządzający na Europę Środkowo-Wschodnią w City Index. Jak dodaje, wysokość depozytu zabezpieczającego poszczególne transakcje CFD zależy od tego, co jest instrumentem bazowym.

– Im instrument jest bardziej płynny, a jego kurs mniej zmienny, tym depozyt zabezpieczający niższy, czyli tym większa dźwignia finansowa. W przypadku CFD na akcje dochodzi jeszcze kwestia kapitalizacji spółki i free floatu (wartości akcji będących w wolnym obrocie – red). Im te liczby mniejsze, tym depozyty większe– uzasadnia Wardyn. I tak, kupując kontrakt na różnice kursów polskich akcji, musimy wpłacić nawet ponad 25 proc. ich wartości (dźwignia 1:4), a przy kupnie kontraktu na pary walutowe czy zachodnie indeksy giełdowe jest to z reguły tylko 1 proc. (dźwignia 1:100).

Nie wolno jednak zapominać, że dźwignia finansowa nie tylko pomnaża potencjalne zyski, ale też ewentualne straty. W przykładzie ze złotem jego przecena o 2,5 proc., czyli 40 USD, oznaczałaby dla nas straty rzędu 50 proc. Im transakcja bardziej lewarowana, tym bardziej ryzykowna. To, że część klientów platform foreksowych i domów maklerskich może nie zdawać sobie z tego w pełni sprawy, było właśnie jednym z powodów zaniepokojenia Komisji Nadzoru Finansowego rosnącą popularnością kontraktów CFD.

Instrumenty dla mniej zasobnych inwestorów

Dzięki temu, że CFD umożliwiają stosowanie wyższej dźwigni finansowej niż kontrakty terminowe na ten sam instrument bazowy, te pierwsze są dostępne dla mniej zasobnych w kapitał inwestorów. Tym bardziej że pozwalają one również na zajmowanie zdecydowanie mniejszych pozycji niż typowe futures. Przykładowo pojedynczy kontrakt CFD opiewa na jedną akcję, a analogiczny kontrakt terminowy na GPW obejmuje już 100 lub 1000 akcji. Z kolei kontrakt terminowy na WIG20 wygasający w marcu 2012 r. przy jego wczorajszym kursie kosztował około 23 tys. zł (2300 pkt razy 10 zł). Kontrakt CFD na ten sam indeks kosztował (w City Index) 2,3 tys. zł. W przypadku instrumentów dotyczących niemieckiego indeksu DAX różnica była już 50-krotna.

Możliwość stosowania lewaru oraz gry nie tylko na wzrost, ale też na spadek notowań instrumentu bazowego to dwa główne podobieństwa między CFD a innymi derywatami. Są też jednak znaczące różnice. O ile np. kontrakty terminowe i opcje są formą zakładu między dwoma inwestorami, w którym giełda (lub platforma inwestycyjna, jeśli są to kontrakty pozagiełdowe) jest tylko pośrednikiem, o tyle CFD jest umową zawartą między inwestorem a brokerem. Strony uzgadniają po prostu, że wymienią się kwotą równą różnicy pomiędzy ceną instrumentu bazowego w chwili nabycia CFD a ceną tego instrumentu w chwili zamknięcia pozycji.

Na przykład jeśli inwestor gra na zwyżkę instrumentu bazowego (zajmuje długą pozycję) i cena rzeczywiście zmieni się w tym kierunku, to wspomnianą różnicę wypłaca broker, jeśli natomiast cena spadnie, to różnicę wypłaca inwestor. Odwrotnie dzieje się, gdy ten ostatni zajmuje krótką pozycję.

Jedna z różnic między CFD a innymi instrumentami pochodnymi uwidacznia się tylko wtedy, gdy instrumentem bazowym są akcje. Chodzi o prawo do dywidendy. Inwestorzy, którzy tuż przed ustaleniem prawa do dywidendy zajmą długą pozycję na danym walorze za pośrednictwem tradycyjnego kontraktu terminowego, nie odniosą z tego tytułu żadnych korzyści – mogą zaś stracić, bo po wypłacie dywidendy kurs akcji zostanie dostosowany (chociaż teoretycznie kurs kontraktu na daną akcję powinien już to zawczasu uwzględniać). Natomiast zajmując analogiczną pozycję za pośrednictwem CFD, inwestor uzyska dywidendę (albo, w zależności od brokera, jej część, np. 80 proc.). – Należy jednak pamiętać, że choć dywidendy są wypłacane, to inwestując poprzez CFD w akcje, nie otrzymujemy do tych ostatnich żadnych praw własnościowych (nie możemy np. zarejestrować się na walne zgromadzenie akcjonariuszy danej spółki – red.)– wskazuje Damian Tracz, makler w Biurze Maklerskim Alior Banku.

Transakcja CFD od kuchni

Prawo do dywidendy wynika bezpośrednio z konstrukcji kontraktu CFD. O ile większość derywatów, w tym typowe kontrakty terminowe, nie ma zwykle pokrycia w instrumentach bazowych, na które opiewają – tzn. na żadnym etapie transakcji inwestorzy nie wymieniają się instrumentem, o którego cenę się założyli – to w przypadku CFD transakcje są najczęściej zabezpieczone instrumentem bazowym.

Przykładowo, gdy otwieramy za pośrednictwem kontraktu na różnicę kursu długą pozycję na danych akcjach, broker zazwyczaj po prostu kupi je w naszym imieniu. Gdy będziemy chcieli pozycję zamknąć, broker akcje sprzeda. Dlatego też kurs, po którym dokonujemy transakcji CFD, jest taki sam jak akcji, których dotyczy. Ale w przypadku innych instrumentów bazowych sytuacja jest bardziej skomplikowana. Gdy kupujemy kontrakt CFD na obligacje, broker z reguły zajmie w naszym imieniu długą pozycję na kontraktach terminowych na te papiery (dlatego inwestor nie otrzymuje odsetek). Podobnie jest, gdy wykorzystujemy CFD do inwestycji w surowce (choć w przypadku metali szlachetnych broker może też dokonać odpowiedniej transakcji na rynku kasowym), indeksy i – co akurat intuicyjnie zrozumiałe – kontrakty terminowe.

– Kwestię zabezpieczenia transakcji broker może rozwiązać na wiele sposobów. Ale z perspektywy klienta nie ma to żadnego znaczenia – tłumaczy Wardyn. W praktyce broker może nawet bilansować pozycje swoich klientów, jeśli jeden z nich chce za pośrednictwem CFD kupić dany pakiet akcji, a inny taki sam pakiet sprzedać.

[email protected]

Koszty niższe niż na rynku bazowym

Inwestycja w CFD, jak w każdy inny instrument finansowy, wiąże się z pewnymi kosztami. Różnią się one w zależności od tego, co jest instrumentem bazowym. Niektóre z nich nie są inwestorom znane z innych rynków. Gdy chcemy kupić CFD opiewający na akcje, zapłacimy brokerowi prowizję. Zwykle jednak jest ona niższa, niż gdybyśmy chcieli dokonać analogicznej transakcji kupna lub sprzedaży akcji bezpośrednio na giełdzie. W większości biur maklerskich mieści się w przedziale 0,1–0,3 proc. wartości transakcji. Często jednak ustalona jest też minimalna kwota prowizji. Np. w Biurze Maklerskim Alior wynosi ona 25 zł, podczas gdy w przypadku inwestycji w akcje jest to tylko 3 zł. Taka konstrukcja prowizji sprawia, że inwestorom nie opłaca się zajmować w CFD na akcje małych pozycji (wielu brokerów ustala wyższe minimalne prowizje dla kontraktów na zagraniczne akcje i niższe dla kontraktów na polskie akcje).

Z kontraktami CFD na akcje wiąże się też koszt nieznany inwestującym bezpośrednio w akcje. Skoro broker kupuje walory, na które opiewa CFD, a jego klient wpłaca jedynie depozyt zabezpieczający stanowiący ułamek wartości transakcji, broker zmuszony jest do zaciągnięcia pożyczki. Jej koszt – zwany kosztem finansowania pozycji – jest przerzucany na klienta i zależy od wysokości stóp procentowych i od tego, jak długo utrzymuje on długą pozycję. Z drugiej strony, jeśli inwestor chce poprzez CFD zająć krótką pozycję na akcjach, broker nie tylko nie obciąża rachunku klienta, ale dodaje do niego odsetki. W takim przypadku broker musi bowiem pożyczyć akcje od innej instytucji i sprzedać je na rynku (aby odkupić je w chwili, gdy inwestor zamknie pozycję). Gotówka pochodząca z takiej transakcji jest lokowana w banku i przynosi brokerowi dochód. Jeśli CFD opiewa na kontrakt terminowy – na akcje, indeks akcji, obligacje czy surowce – brokerzy zwykle nie pobierają prowizji, albo są one bardzo niskie na tle wartości kontraktu. Nie ma też kosztu finansowania. Broker w tym przypadku czerpie zarobek z tzw. spreadu, czyli różnicy między ceną kupna a ceną sprzedaży CFD.

Najpopularniejsze CFD?na indeksy akcji

Dzięki CFD inwestorzy mają dostęp do bardzo szerokiej palety instrumentów bazowych. Nie wszystkie cieszą się jednak równą popularnością. – Na naszej platformie najpopularniejsze są CFD na indeksy akcji. Na kolejnym miejscu jest rynek walutowy, potem polskie akcje, złoto i ropa. Natomiast popularność CFD na akcje zagraniczne nie jest duża i najczęściej są to długoterminowe inwestycje – mówi Łukasz Wardyn, dyrektor zarządzający City Index na Europę Środkowo-Wschodnią. – W grupie naszych klientów największą popularnością cieszą się kontrakty CFD, dla których instrumentami bazowymi są indeksy światowych giełd, a także złoto, srebro i ropa. Zdecydowanie mniejszym zainteresowaniem cieszą się CFD oparte na akcjach czy ETF – wskazuje z kolei Damian Tracz, makler w BM Alior Banku. – Inwestorzy różnie wykorzystują CFD. Początkowo najczęściej stosowano je czysto spekulacyjnie, ale jest coraz większa grupa inwestorów, którzy wykorzystują te instrumenty do zabezpieczenia pozycji na innych rynkach, przede wszystkim polskich akcji – dodaje Wardyn.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy