11 września mają się rozpocząć nawet kilkudniowe manifestacje, organizowane przez trzy największe w kraju centrale związkowe: „Solidarność", OPZZ i FZZ. Szczegóły powinny zostać ustalone w najbliższy czwartek, na roboczym spotkaniu sztabu protestacyjnego. Punktem kulminacyjnym ma być manifestacja w Warszawie i rozbicie miasteczka namiotowego pod Sejmem. Centrale zapewniają, że na tym etapie nie ma w planach ogólnopolskiego strajku.
Sprawdziliśmy, jakie mogą być reperkusje wrześniowych działań dla spółek notowanych na giełdzie. Ton wypowiedzi szefów organizacji związkowych jest nieco ostrzejszy.
Wylew pretensji
Na wrześniowe protesty wybierają się przedstawiciele związków działających w największej w kraju firmie nawozowej – Grupie Azoty. Mówią wprost, że jeśli protesty nie przyniosą rezultatu, przeniosą akcję do swoich zakładów.
– Wszystkie opcje wchodzą w grę. Może to być tylko pikieta, ale nie wykluczamy też strajku generalnego. Jeżeli zrealizowany zostanie ten ostatni scenariusz, to rząd musi liczyć się z tym, że nie tylko staną chemiczne zakłady, ale też elektrownie, a to będzie miało potężne konsekwencje dla krajowej gospodarki i nawet cała grupa maklerów giełdowych nic tu nie pomoże – ostrzega Sławomir Wręga, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w należących do Grupy Azoty puławskich zakładach.
Zaznacza jednocześnie, że rząd ma sporo czasu do namysłu. – Dajemy premierowi szansę na to, by do września opamiętał się i zrezygnował z niekorzystnych zmian w prawie. Wtedy nie będzie żadnych protestów – podkreśla Wręga.