Muszę jednak podkreślić, że każda z tych inwestycji ma swoją historię i skład mojego portfela nie powinien być traktowany jako uniwersalny wzorzec. Jeszcze przed rokiem udział depozytów był wyższy, ale poprawiająca się koniunktura globalna oraz niskie oprocentowanie w bankach zachęciły mnie do większego zaangażowania w akcje.
Nieruchomości traktuję długoterminowo, jako zabezpieczenie przed błędami w ocenie rynku. Przy zawirowaniach na giełdach zawsze można spojrzeć na jakieś „rzeczywiste" aktywa i dzięki temu spać trochę spokojniej.
Pieniądze ulokowane na rachunkach bankowych stanowią „poduszkę płynnościową", do wykorzystania w przypadku ewentualnych okazji rynkowych. Ekspozycję na rynek akcji uzyskuję głównie przez fundusze Noble Funds TFI – wiem, jak moi partnerzy patrzą na rynek i mogę ich spojrzenie weryfikować z moją wizją, poza tym ufam im. Docelowo nie wyobrażam sobie jednak portfela składającego się w więcej niż 50–60 proc. z akcji, ponieważ jestem głową rodziny, a to zobowiązuje do spokojnych, odpowiedzialnych decyzji.