Decyzja Wielkiej Brytanii, aby wystąpić z Unii Europejskiej, ożywiła nad Wisłą dyskusję na temat euro. Gdy brexit stanie się faktem, Polska zostanie jedynym dużym krajem UE, który będzie się posługiwał własną walutą. To rodzi obawy, że zostaniemy zepchnięci na boczny tor integracji europejskiej, która siłą rzeczy będzie dotyczyła głównie krajów unii walutowej. Czy wobec tego polski rząd powinien zacząć przygotowywać się do zmiany waluty? Czy dziś, zaledwie kilka lat po kryzysie fiskalnym w strefie euro, warto należeć do tego klubu?
Z tymi pytaniami zmierzą się uczestnicy dyskusji przy okrągłym stole, która odbędzie się w piątek po południu, trzeciego dnia Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie. Debata zapowiada się emocjonująco. Wezmą w niej udział m.in. prof. Grzegorz Kołodko, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, i były minister finansów Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, oraz Stefan Kawalec, był wiceminister finansów, prezes firmy doradczej Capital Strategy. Wszyscy trzej swoje poglądy na temat euro w Polsce prezentowali niedawno w artykułach i są one w wielu punktach rozbieżne. Wśród panelistów są ponadto Dantua Hübner, przewodnicząca Komisji Spraw Konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim, prof. Dariusz Rosati, wykładowca SGH i były europarlamentarzysta, oraz Sándor Gyula Nagy, dyrektor Instytutu Spraw Zagranicznych i Handlu na Uniwersytecie Korwina w Budapeszcie.
Polityka ważniejsza od ekonomii
W marcu głos w sprawie euro zabrał Jarosław Kaczyński, prezes PiS. Oświadczył, że przystąpienie do unii walutowej może być dla nas opłacalne dopiero wtedy, gdy PKB per capita w Polsce osiągnie 85 proc. poziomu tego wskaźnika w Niemczech. To, jak oszacowali szybko ekonomiści, perspektywa co najmniej 20–25 lat. Także premier Szydło oceniała wiosną, że przyjęcie euro nie byłoby dla Polski w tym momencie opłacalne.
Są to jednak argumenty natury ekonomicznej, tymczasem dzisiaj zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy wprowadzenia euro w Polsce podnoszą głównie argumenty polityczne. – W kwestii tego, że członkostwo w strefie euro przyniosłoby Polsce gospodarcze korzyści, wśród ekonomistów panuje w zasadzie konsensus. NBP opublikował kilka raportów, w których analizował koszty i korzyści ekonomiczne z tytułu przyjęcia euro. Ten bilans zawsze wychodził dodatni. Korzyści polityczne to jest dodatkowy, nowy argument na rzecz euro – tłumaczył „Parkietowi" prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
To nie do końca prawda. Stefan Kawalec oraz Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku, autorzy książki „Paradoks euro", uważają, że rezygnacja ze złotego negatywnie wpłynęłaby na polską gospodarkę. Ale nawet oni podnoszą przeciwko wspólnej walucie głównie argumenty polityczne. Jak twierdzą, utrzymanie unii walutowej wymaga większej integracji państw UE, a więc dalszego ograniczenia ich suwerenności. Tymczasem, jak pokazało brytyjskie referendum w sprawie przynależności do Unii oraz wzrost popularności nacjonalistycznych ugrupowań w innych krajach, wielu Europejczyków sobie tego nie życzy. Ale jeśli warunkiem utrzymania euro są zmiany, które prowokują eurosceptyczne nastroje, to waluta ta zagraża istnieniu Unii Europejskiej, grozi jej implozją.