Przyglądając się pierwszym decyzjom podejmowanym przez prezydenta Trumpa, można odnieść wrażenie, że jak na razie unika on większej konfrontacji z Chinami. O ile w trakcie kampanii wyborczej groził podwyższeniem ceł na chińskie produkty do 60 proc., o tyle obecnie sugeruje jedynie nałożenie od 1 lutego dodatkowego cła na towary z ChRL wynoszącego 10 proc. Miałoby ono być środkiem nacisku na Pekin w kwestii walki z napływem fentanylu (bardzo niebezpiecznego narkotyku) do USA. O ile kiedyś Trump zapowiadał zablokowanie TikToka, o tyle obecnie zapewnia, że chce uratować dostęp Amerykanów do niego. Czy to oznaki nowego zwrotu w amerykańskiej polityce, polegającego na próbie budowania ładu międzynarodowego w porozumieniu z Pekinem? Czy też może to jedynie zagrywki taktyczne, które nie powstrzymają zaostrzania się amerykańsko-chińskiej konfrontacji?
Cisza przed burzą?
– Właśnie rozmawiałem z sekretarzem Xi Jinpingiem z Chin. Oczekuję, że razem rozwiążemy wiele problemów – poinformował Trump 17 stycznia. Rozmawiał wówczas z chińskim przywódcą m.in. o polityce handlowej, TikToku i o kwestii powstrzymania napływu do USA fentanylu. Xi w ramach gestu dobrej woli wysłał na inaugurację Trumpa wicepremiera Han Zhenga. Na uroczystość zaprzysiężenia Trumpa wybrał się również Shou Chew, singapurski Chińczyk będący prezesem TikToka. Można więc było wyczuć pewne próby dyplomatycznego ocieplenia na linii Waszyngton–Pekin.
Trump, choć w pierwszych dniach prezydentury podpisał ogromną liczbę rozporządzeń, to w żadnym z nich nie wprowadził zmian dotyczących relacji handlowych z Chinami. Nie zdecydował się na podwyżkę ceł na produkty z ChRL, a tylko zasygnalizował możliwość nałożenia od 1 lutego dodatkowego cła wynoszącego 10 proc. Jedno z jego rozporządzeń przedłużyło TikTokowi o 75 dni możliwość prowadzenia normalnej działalności w USA. (Na mocy ustawy przegłosowanej w 2024 r. TikTokowi groziła blokada działalności w Stanach Zjednoczonych od 19 stycznia 2025 r. Prezydent Joe Biden nie zdecydował się jej wdrożyć, pozostawiając decyzję w tej sprawie swojemu następcy.) Jak na razie więc administracja Trumpa wysyła ostrzejsze sygnały wobec Kanady niż wobec Chin.
Pamiętajmy jednak, że z próbami porozumienia USA z Chinami mieliśmy do czynienia już za czasów pierwszej kadencji Trumpa. Na nich upłynął pierwszy rok jego prezydentury. Dopiero gdy te wysiłki nie przyniosły efektów, administracja Trumpa podwyższyła cła na produkty z Chin, których roczny import sięgał 380 mld USD. Przyczyniło się to do spowolnienia gospodarczego w Państwie Środka. Trump raczej nie chciał jednak zadawać Chinom zbyt silnego ciosu. Ówczesne podwyżki ceł traktował jako środek nacisku na Chiny, skłaniający je do negocjacji. Oba supermocarstwa wróciły więc do rozmów, których rezultatem była podpisana na początku 2020 r. umowa handlowa pierwszej fazy. Chiny zobowiązały się w niej do znacznego zwiększenia zakupów amerykańskich towarów. Wkrótce potem jednak przez świat przetoczyła się pandemia, a Pekin nie wywiązał się z umowy. Znaczna większość antychińskich ceł nałożonych przez administrację Trumpa została utrzymana przez ekipę Bidena. Co więcej, administracja Bidena podniosła cła na niektóre chińskie produkty (m.in. samochody elektryczne i panele słoneczne) do poziomu 100 proc. i zdecydowała się na wprowadzenie ograniczeń na eksport nowoczesnych chipów do Chin. W wyniku wojen handlowych prowadzonych przez dwie administracje Chiny straciły na rzecz Meksyku pozycję największego partnera handlowego USA.