Czy Hiszpania straciła cierpliwość do pomysłów swojej lewicy?

Socjaliści mogą stracić władzę z powodu zbyt wolnego ożywienia gospodarczego, wciąż wysokiego bezrobocia, a także dzięki ekscesom swoich sojuszników z radykalnie lewicowej partii Podemos oraz sprzymierzonych komunistów, katalońskich i baskijskich separatystów.

Publikacja: 11.06.2023 21:00

Hiszpański premier Pedro Sanchez ogłosił przyspieszone o kilka miesięcy wybory parlamentarne. Liczy

Hiszpański premier Pedro Sanchez ogłosił przyspieszone o kilka miesięcy wybory parlamentarne. Liczy na to, że jego partia PSOE zdoła ograniczyć straty. Fot. PIERRE-PHILIPPE MARCOU/AFP

Foto: PIERRE-PHILIPPE MARCOU

Pedro Sanchez, socjalistyczny premier Hiszpanii, wyraźnie walczy o polityczne przetrwanie. Świadczy o tym to, że ogłosił przedterminowe wybory parlamentarne na 23 lipca, czyli na sam środek wakacji. Zapewne liczy na to, że dzięki temu mniej opozycyjnych wyborców pójdzie do urn. Decyzję o przedterminowych wyborach parlamentarnych ogłosił, gdy spływały wyniki wyborów samorządowych. To starcie jego partia PSOE wyraźnie przegrała. Zdobyła nieco ponad 28 proc. głosów, podczas gdy centroprawicowa Partia Ludowa (PP) uzyskała ich 31,5 proc. W praktyce może ona odebrać lewicy władzę w wielu regionach Hiszpanii. Koalicje z PP chce budować prawicowa partia Vox, która zdobyła 7 proc. głosów (ponaddwukrotnie więcej niż podczas poprzednich wyborów). Sondaże z ostatnich tygodni sugerują również zwycięstwo prawicy w skali ogólnokrajowej. PP ma w nich od 30 do 34 proc. poparcia, a VOX od 13 do 16 proc. Tymczasem PSOE otrzymuje poparcie od 23 do 25 proc., sprzymierzona z nią radykalnie lewicowa partia Podemos 5–6 proc., a lewicowe stronnictwo Sumar od 3,6 do 11 proc.

– Ogłaszanie przyspieszonych wyborów nie ukryje tego, co się stało. Hiszpanie powiedzieli, że mają dość i jestem wdzięczny, że ich nastroje przełożyły się na wyraźne zwycięstwo Partii Ludowej – stwierdził Alberto Nunez Feijoo, przewodniczący PP.

Zbyt wolne ożywienie

Pedro Sanchez jest premierem Hiszpanii od 2018 r. i podczas swoich rządów musiał mierzyć się m.in. z pandemią Covid-19 i towarzyszącym jej kryzysem gospodarczym. W 2020 r. PKB Hiszpanii spadł aż o 11,1 proc., w 2021 r. odbił się o 5,5 proc., w 2022 r. wzrósł o 5,5 proc., a w 2023 r. – według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego – może się powiększyć o 1,5 proc. Zebrane przez agencję Bloomberga prognozy dla wzrostu PKB na ten rok wahają się od 0,9 proc. (Capital Economics i UniCredit) do 5,5 proc. (Pantheon Macroeconomic Advisors). Groźba recesji wydaje się obecnie mała, a większość analityków spodziewa się umiarkowanego wzrostu gospodarczego. Inflacja osiągnęła szczyt w lipcu 2022 r., na poziomie 10,8 proc., a w maju 2023 r. zeszła do 3,2 proc. Wiele krajów Europy mogłoby pozazdrościć takiego wyniku Hiszpanii. Nadal kiepsko natomiast wygląda sytuacja na hiszpańskim rynku pracy. Stopa bezrobocia wzrosła tam w pierwszym kwartale do 13,3 proc. Niewiele się ona zmieniła od pandemii (w trzecim kwartale 2020 r. wynosiła 16,3 proc.). Co prawda dziesięć lat temu przekraczała 25 proc., ale okres największego jej spadku przypadł na rządy premiera Mariano Rajoya z Partii Ludowej, sprawującego władzę w latach 2011–2018. Pod względem gospodarczym rządy Sancheza mogą więc zostawiać u Hiszpanów spore poczucie niedosytu.

– Hiszpania była jednym z najciężej doświadczonych krajów strefy euro w trakcie pandemii. Co więcej, ożywienie było tam słabsze niż w innych krajach regionu. Pozostaje jedyną dużą gospodarką strefy euro, która jeszcze nie wróciła na poziom sprzed pandemii – wskazuje Adrian Prettejohn, ekonomista Capital Economics. Jego zdaniem wpływ na to miało głównie osłabienie sektora turystycznego i konsumpcji. – Konsumpcja gospodarstw domowych prezentowała się gorzej niż w strefie euro i przyczyniła się do ponad 2-procentowego spadku PKB między czwartym kwartałem 2019 r. a końcem 2022 r. To głównie skutek spadku dochodów realnych w Hiszpanii, któremu towarzyszył ich wzrost w strefie euro. Hiszpański spadek dochodów realnych jest skutkiem tego, że średnie wynagrodzenie przypadające na pracownika zmniejszyło się tam w ujęciu realnym od początku pandemii. To może być natomiast skutkiem dużych „luzów” na rynku pracy – dodaje Prettejohn.

Czytaj więcej

Polska miała być drugą Hiszpanią, ale na szczęście ten scenariusz się nie zrealizował

Obciążeniem dla PSOE i premiera Sancheza jest nie tylko kiepska sytuacja na rynku pracy. Są nim również koalicjanci. Tymi koalicjantami są głównie skrajni lewicowcy z partii Podemos, którzy brali pieniądze od reżimu z Caracas i wychwalali wenezuelskie rozwiązania gospodarcze. Obiecywali oni, że zakończą politykę fiskalnego zaciskania pasa w Hiszpanii, ale oczywiście tej obietnicy nie spełnili. W rządzie są reprezentowani obecnie przez szefową partii Ione Bellarę Uerteagę, będącą ministrem ds. praw społecznych, oraz przez Irenę Montero, minister ds. równości. Pierwsza z nich zasłynęła projektem ustawy zakazującej działalności sklepów zoologicznych i nakazujących zamianę ogrodów zoologicznych w rezerwaty. Druga napisała ustawę, w wyniku której bardzo wielu gwałcicieli zostało wypuszczonych z więzień. Ten skutek ustawy nie był intencjonalny – Montero po prostu stworzyła bubel prawny. Zanim trafiła do rządu, pracowała zawodowo jedynie jako kasjerka, a w karierze politycznej pomogło jej to, że była partnerką byłego szefa partii Podemos.

Rząd Sancheza korzysta też w parlamencie m.in. z poparcia komunistów (reprezentowała ich minister pracy Yolanda Diaz, która obecnie przewodzi partii Sumar) oraz baskijskiej nacjonalistycznej partii EH Bildu, która wystawiła w wyborach samorządowych 44 skazanych terrorystów z Eta. Siedmiu z nich było winnych zabójstw i krwawych zamachów. Skandal z tym związany przyczynił się do przegrania wyborów przez PSOE. Rażąco niekompetentni koalicjanci, zbyt wolne ożywienie gospodarcze, kryzys migracyjny i rosnąca przestępczość tworzą więc dobre warunki do utraty władzy przez hiszpańskich socjalistów.

Wyzwania dla rządu

Czy zmiana władzy będzie jednak rzeczywiście dobra dla hiszpańskiej gospodarki i rynku? Część analityków wskazuje, że polityczna niepewność związana z wyborami i procesem formowania nowego rządu może skutkować m.in. wzrostem rentowności hiszpańskich obligacji. Nowy rząd nie będzie miał natomiast łatwego zadania. Komisja Europejska może domagać się od niego oszczędności fiskalnych. Wszak hiszpański deficyt finansów publicznych wyniósł w zeszłym roku 4,8 proc. PKB, a KE prognozuje, że sięgnie on w tym roku 4,1 proc. PKB.

– Niezależnie od tego, kto wygra wybory parlamentarne, nowy hiszpański rząd będzie mierzył się z ważnymi wyzwaniami, dotyczącymi choćby kwestii fiskalnych. Ponadto wielu ludzi twierdzi, że potrzebne będą reformy w kilku sektorach, by zwiększyć produktywność, gdyż kraj nie nadąża pod tym względem za europejskimi konkurentami. Nadchodzi też transformacja energetyczna, której towarzyszą wezwania do reformy rynku pracy. O ile bezrobocie jest historycznie niskie, jak na standardy hiszpańskie, to wciąż jest jednym z najwyższych w Europie. Wszystkie te potencjalne zmiany muszą zostać dokonane w kontekście umiarkowanego wzrostu gospodarczego, będącego skutkiem starzenia się populacji – uważa Wouter Thiery, analityk ING.

Gospodarka światowa
Strefa euro wróciła do wzrostów. Powiew optymizmu
Gospodarka światowa
USA. Vibecesja, czyli gdy dane rozmijają się z nastrojami zwykłych ludzi
Gospodarka światowa
USA: Odczyt PKB rozczarował inwestorów
Gospodarka światowa
PKB USA rozczarował w pierwszym kwartale
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Gospodarka światowa
Nastroje niemieckich konsumentów nadal się poprawiają
Gospodarka światowa
Tesla chce przyciągnąć klientów nowymi, tańszymi modelami