Drogę do sfinalizowania zapowiedzianego w kwietniu aliansu otworzyła decyzja Sądu Najwyższego. Odrzucił on wnioski wierzycieli Chryslera, m.in. funduszu emerytalnego stanu Indiana, o zablokowanie postępowania. Dobiegło ono końca w ekspresowym jak na tak wielki koncern tempie, a Chrysler, jaki wyłonił się w jego rezultacie, jest znacznie mniej zadłużony, ma mniejsze wydatki i koszty pracy, a dodatkowo otrzymał dostęp do światowych rynków Fiata. Nie mówiąc już o tym, że we własnym kraju będzie mógł sprzedawać tańsze auta włoskiego partnera.

Największym, choć pasywnym udziałowcem nowego Chryslera będzie fundusz zdrowotny związku zawodowego United Auto Workers (ponad 2/3 akcji). Prawie 10 proc. walorów mieć będzie państwo amerykańskie, a 2,5 proc. – Kanada. Jednak stery w spółce trzymać będą Włosi. Prezes Fiata Sergio Marchionne obejmie to samo stanowisko także w Chryslerze, a w zarządzie pojawią się też inni jego rodacy. Jeśli uda im się osiągnąć określone cele operacyjne, Fiat będzie mógł w przyszłości zwiększyć swój udział do 35, a potem 51 proc.

Sukcesu nikt jednak nie może zagwarantować. O ile bowiem spółka się zmieniła, o tyle z dnia na dzień nie zmieni się rynek. Sprzedaż aut spadła w Stanach Zjednoczonych tylko od początku tego roku o 46 proc. i na razie próżno wyglądać mocniejszego ożywienia. Zdaniem analityków, przyszłość Chryslera będzie w dużym stopniu zależeć od pomyślnego wdrożenia w przedsiębiorstwie technologii Fiata. Włosko-amerykański sojusz zajmie szóstą na świecie pozycję pod względem liczby produkowanych aut.