W związku z napięciami na rynkach walutowych Kanada może zostać zmuszona do pierwszej od 12 lat interwencji w celu osłabienia swojego dolara – oświadczył we wtorek wieczorem gubernator tamtejszego banku centralnego Mark Carney. W środę z kolei zaniepokojenie aprecjacją krajowej waluty wyraził prezes Banku Korei Kim Choong Soo. Jak przyznał, Seul zastanawia się nad wprowadzeniem ograniczeń napływu kapitału.
[srodtytul]Aprecjacja uderza w ożywienie[/srodtytul]
Wypowiedzi przedstawicieli banków centralnych sugerują, że weekendowy szczyt najważniejszych gospodarek świata (G20), zakończony deklaracją, że ich rządy powstrzymają się od „konkurencyjnych dewaluacji” swoich jednostek płatniczych, nie zażegnał ryzyka wybuchu wojny walutowej. Przed szczytem interwencjami na rynkach walutowych groziły – lub je podejmowały – m.in. Japonia, Brazylia czy RPA.
Obawy rządów tych krajów budzi polityka Rezerwy Federalnej, która na najbliższym posiedzeniu (2–3 listopada) zdecyduje się zapewne na rozpoczęcie drugiej rundy ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE), czyli skupowania aktywów za dodrukowane pieniądze. Ekonomiści prognozują, że Fed przeznaczy na ten program od 500 mld USD do nawet 2 bln USD, choć niewykluczone, że nie zadeklaruje od razu jego planowanej wartości.
Pierwsza runda QE, w ramach której Fed skupił aktywa za około 1,7 bln USD, zakończyła się w marcu br. Perspektywa kolejnego zwiększenia podaży dolara obniża jego wartość, co z perspektywy Waszyngtonu jest pożądanym efektem. Może bowiem pobudzić amerykański eksport. Inne rządy utyskują jednak na aprecjację swoich walut wobec dolara.