W ciągu zaledwie dwóch tygodni na przełomie marca i kwietnia władze Brazylii trzykrotnie zmieniły przepisy dotyczące opodatkowania kredytów korporacyjnych w obcych walutach, aby zahamować aprecjację reala. Przypomniało to analitykom o „wojnie walutowej”, przed którą jesienią ub. r. ostrzegał brazylijski minister finansów Guido Mantega. Jak tłumaczył wówczas, dojrzałe gospodarki, w szczególności USA, dążą do osłabienia swoich walut, aby zwiększyć konkurencyjność swojego eksportu. Uważają to za konieczne, bo ich wzrostu gospodarczego nie mogą już napędzać ani wydatki nadmiernie zadłużonych konsumentów, ani borykające się z problemami fiskalnymi rządy. – Na całym świecie waluty są sztucznie dewaluowane. To nam zagraża, uderza bowiem w naszą konkurencyjność – tłumaczył Mantega, wskazując na umacnianie się reala wobec dolara.
Tego samego zdania były najwyraźniej władze szeregu innych państw rozwijających się. W miesiącach przed i po pamiętnej wypowiedzi brazylijskiego ministra rządy i banki centralne wielu z nich, m. in. Brazylii, Chile, RPA i Korei Południowej, decydowały się na bezpośrednie interwencje na rynku walutowym lub różne formy ograniczeń napływu gorącego kapitału, aby powstrzymać aprecjację swoich walut. Wkrótce jednak strumień kapitału zawrócił i działania te okazały się niepotrzebne. Do „wojen walutowych” z prawdziwego zdarzenia nie doszło. Czy tym razem będzie inaczej?
[srodtytul]Przerwany strumień kapitału[/srodtytul]
Jesienią kraje rozwijające się faktycznie miały powody do obaw. Od kiedy w pierwszych miesiącach 2009 r. inwestorzy odzyskali apetyt na ryzyko, co zapoczątkowało trwającą do dziś hossę na giełdach, do początku października zeszłego roku jednostki płatnicze z wielu rynków wschodzących umocniły się wobec dolara o ponad 30 proc., a w kilku przypadkach nawet o 40 proc. (złoty zyskał 22 proc.). Na domiar złego wiele wskazywało na to, że ta aprecjacja może jeszcze przyspieszyć.
W połowie września japońskie władze zdecydowały się na pierwszą od 2004 r. interwencję na rynku walutowym, aby zbić notowania jena. Z kolei już w sierpniu prezes Rezerwy Federalnej dał do zrozumienia, że instytucja ta przystąpi przypuszczalnie do kolejnej rundy ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) w USA, czyli w uproszczeniu skupu obligacji skarbowych za dodrukowane pieniądze. Zapowiedź została zrealizowana w listopadzie. Program Fedu i interwencje Banku Japonii zwiastowały osłabienie dolara i jena, co z kolei sprzyjało wykorzystaniu tych walut do transakcji carry trade. Polegają one na pożyczaniu kapitału w kraju, gdzie stopy procentowe są niskie, a waluta ma potencjał do deprecjacji i lokowaniu go tam, gdzie są wysokie oczekiwane stopy zwrotu – w tym przypadku na dynamicznie rozwijających się rynkach wschodzących.