Euro – waluta z mechanizmem autodestrukcji

To nie Grecy są winni kryzysowi w strefie euro. To Niemcy i Francuzi, którzy fatalnie zaprojektowali unię walutową. Niektórzy eksperci próbowali ich w porę ostrzec przed zabójczymi błędami, ale nie byli słu chani. Polityczna utopia zwyciężyła nad niezbędną ostrożnością

Aktualizacja: 18.02.2017 09:32 Publikacja: 11.06.2012 12:38

Euro – waluta z mechanizmem autodestrukcji

Foto: ROL

Stre­fa eu­ro jest unią wa­lu­to­wą ma­ją­cą mniej sen­su niż od­ro­dzo­ny ZSRR czy unia wa­lu­to­wa państw by­łe­go Im­pe­rium Ot­to­mań­skie­go. Tych słów nie wy­po­wie­dział cze­ski pre­zy­dent Vac­lav Klaus ani bry­tyj­ski eu­ro­de­pu­to­wa­ny Ni­gell Fa­ra­ge. To wnio­sek wy­pły­wa­ją­cy z ra­por­tu ana­li­ty­ków ban­ku JPMor­gan Cha­se. Zba­da­li oni, jak sta­bil­ne by­ły­by ró­żne hi­po­te­tycz­ne unie wa­lu­to­we na tle stre­fy eu­ro. Wzię­li pod uwa­gę 100 wskaź­ni­ków go­spo­dar­czych i mie­rzy­li dys­pro­por­cje po­mię­dzy pań­stwa­mi two­rzą­cy­mi unie wa­lu­to­we. W przy­pad­ku 12 głów­nych go­spo­da­rek stre­fy eu­ro od­chy­le­nie stan­dar­do­we, mia­ra tych dys­pro­por­cji, wy­nio­sło po­nad 50 proc. Naj­ni­ższe (mniej niż 20 proc.) by­ło w przy­pad­ku unii go­spo­da­rek Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej. Dla od­ro­dzo­ne­go ZSRR się­ga­ło 30 proc., a w przy­pad­ku no­we­go Im­pe­rium Ot­to­mań­skie­go (w gra­ni­cach z 1800 r.) zbli­ża­ło się do 40 proc. Lep­szy wy­nik od stre­fy eu­ro osią­gnę­ły na­wet „wszyst­kie pań­stwa le­żą­ce na 5 rów­no­le­żni­ku sze­ro­ko­ści pół­noc­nej" oraz unia wszyst­kich kra­jów na li­te­rę M.

Po wy­bu­chu kry­zy­su za­dłu­że­nio­we­go w stre­fie eu­ro wie­lu ana­li­ty­ków za­czę­ło wska­zy­wać na to, że unia wa­lu­to­wa tak ró­żnych państw, jak Niem­cy, Gre­cja, Fin­lan­dia i Hisz­pa­nia nie jest sta­bil­na i nie ma szans na suk­ces. Dla­cze­go więc eks­per­ci nie zwra­ca­li wcze­śniej uwa­gi na ten fakt unij­nym de­cy­den­tom? Ależ zwra­ca­li. W naj­lep­szym przy­pad­ku ich nie słu­cha­no, w naj­gor­szym bra­no za wa­ria­tów.

Dy­plo­ma­tycz­ne nie­dy­skre­cje

Nie­daw­no ujaw­nio­ne (i opi­sa­ne przez ty­go­dnik „Der Spie­gel") nie­miec­kie do­ku­men­ty dyplo­ma­tycz­ne do­ty­czą­ce przy­ję­cia Włoch do stre­fy eu­ro rzu­ca­ją du­żo świa­tła na pro­ces powsta­wa­nia tej unii wa­lu­to­wej. W la­tach 1997–1999 z Am­ba­sa­dy RFN w Rzy­mie do Ber­li­na pły­nął stru­mień ra­por­tów mó­wią­cych o tym, że Wło­chy nie są przy­go­to­wa­ne na wej­ście do eu­ro­lan­du. Nie ra­dzą so­bie z ob­ni­żką dłu­gu pu­blicz­ne­go, a po­dej­mo­wa­ne przez ko­lej­ne rzą­dy wy­sił­ki ma­ją­ce na ce­lu na­pra­wę fi­nan­sów pań­stwa ma­ją czę­sto ko­sme­tycz­ny cha­rak­ter. W tych ra­por­tach po­ja­wia­ją się zna­ne na­zwi­ska. I tak np. w 1997 r. Ju­er­gen Stark, wów­czas se­kre­tarz sta­nu w nie­miec­kim Mi­ni­ster­stwie Fi­nan­sów, a do nie­daw­na czło­nek władz Eu­ro­pej­skie­go Ban­ku Cen­tral­ne­go, do­no­sił, że rzą­dy Bel­gii i Włoch wy­war­ły pre­sję na sze­fów swo­ich ban­ków cen­tral­nych, by prze­ko­na­li in­spek­to­rów Eu­ro­pej­skie­go In­sty­tu­tu Wa­lu­to­we­go (po­przed­ni­ka EBC), by „nie by­li tak kry­tycz­ni wo­bec po­zio­mu ich dłu­gu pu­blicz­ne­go". W mar­cu 1998 r. Horst Ko­eh­ler, ów­cze­sny szef Sto­wa­rzy­sze­nia Nie­miec­kich Ban­ków Oszczęd­no­ścio­wych, póź­niej­szy szef Mię­dzy­na­ro­do­we­go Fun­du­szu Wa­lu­to­we­go i pre­zy­dent Nie­miec, prze­słał kanc­le­rzo­wi RFN Hel­mu­to­wi Koh­lo­wi list, w któ­rym wska­zy­wał, że Wło­chy nie speł­ni­ły wa­run­ków trwa­łe­go ob­ni­że­nia de­fi­cy­tu bu­dże­to­we­go i dłu­gu pu­blicz­ne­go oraz, że kraj ten sta­no­wi du­że ry­zy­ko dla ist­nie­nia eu­ro. Sło­wa Ko­eh­le­ra po­par­te by­ły eks­per­ty­zą Ham­bur­skie­go In­sty­tu­tu Go­spo­dar­ki Mię­dzy­na­ro­do­wej. Kohl od­po­wie­dział mu, że oczy­wi­ście są pew­ne pro­ble­my, ale jest pew­ny, że zo­sta­ną one po­ko­na­ne w naj­bli­ższych la­tach. Nie­miec­ki kanc­lerz oczy­wi­ście się my­lił. O ile w 1998 r. wło­ski dług pu­blicz­ny wy­no­sił 114,2 proc. PKB, to przez na­stęp­ną de­ka­dę spadł tyl­ko nie­znacz­nie, nie scho­dząc po­ni­żej 100 proc. PKB. Obec­nie wy­no­si bli­sko 120 proc. PKB, a kry­te­ria kon­wer­gen­cji z Ma­astricht na­ka­zu­ją, że po­wi­nien on się­gać co naj­wy­żej 60 proc. PKB. Wy­ższy po­ziom jest do­pusz­czal­ny, je­że­li dług się zmniej­sza.

Lek­ce­wa­żo­no rów­nież opi­nie nie­za­le­żnych eks­per­tów. W lu­tym 1998 r. 155 nie­miec­kich pro­fe­so­rów eko­no­mii za­żą­da­ło prze­su­nię­cia wpro­wa­dze­nia wspól­nej wa­lu­ty. Ar­gu­men­to­wa­li, że wie­le państw nie jest go­to­wych na jej przy­ję­cie. Kil­ku z sy­gna­ta­riu­szy li­sty pró­bo­wa­ło za­blo­ko­wać wpro­wa­dze­nie eu­ro za po­mo­cą skar­gi do Fe­de­ral­ne­go Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go. Rząd zdo­łał jed­nak z ni­mi wy­grać przed tym są­dem.

Na po­cząt­ku 1998 r. pre­mier Ho­lan­dii Wim Kok zwró­cił uwa­gę nie­miec­kie­mu rzą­do­wi, że Wło­chy nie speł­nia­ją kry­te­riów przy­ję­cia do stre­fy eu­ro. – Bez do­dat­ko­wych dzia­łań ze stro­ny Włoch da­ją­cych do­wód trwa­ło­ści kon­so­li­da­cji fiskal­nej, wej­ście Włoch do stre­fy eu­ro jest obec­nie nie do za­ak­cep­to­wa­nia – ar­gu­men­to­wał Kok. Kohl od­mó­wił wy­wie­ra­nia pre­sji na Rzym, twier­dząc, że Fran­cja za­gro­zi­ła wy­co­fa­niem się z pro­jek­tu eu­ro, je­że­li nie bę­dą w nim uwzględ­nio­ne Wło­chy. Czyn­ni­ki po­li­tycz­ne więc prze­wa­ży­ły.

Niem­cy przy­my­ka­ły oczy na ła­ma­nie re­guł przez in­ne pań­stwa rów­nież dla­te­go, że sa­me mia­ły pro­blem z dys­cy­pli­ną fi­skal­ną. Nie­miec­ki dług pu­blicz­ny wy­no­sił w 1999 r. 61,3 proc. PKB i przez po­przed­nie 10 lat nie­ustan­nie rósł (obec­nie zbli­ża się do 80 proc. PKB). Urzęd­ni­cy kan­ce­la­rii kanc­le­rza wska­zy­wa­li więc, że mo­gą się po­ja­wić praw­ne prze­szko­dy dla wej­ścia Nie­miec do stre­fy eu­ro. Niem­cy po pro­stu nie speł­niały kry­te­riów kon­wer­gen­cji. Kanc­lerz Kohl i mi­ni­ster fi­nan­sów Theo We­igel zdo­ła­li jed­nak prze­ko­nać Ko­mi­sję Eu­ro­pej­ską i po­zo­sta­łe kra­je two­rzą­ce­go się eu­ro­lan­du, że gdy­by nie zjed­no­cze­nie Nie­miec, dług pu­blicz­ny RFN wy­no­sił­by 45 proc. PKB". Za­rów­no Niem­com, jak i Wło­chom wy­ba­czo­no te „drob­ne nie­do­cią­gnię­cia", two­rząc pre­ce­dens do przy­ję­cia w 2001 r. Gre­cji do stre­fy eu­ro, po­mi­mo niespeł­nia­nia przez nią kry­te­riów.

Na stra­ży dys­cy­pli­ny fi­skal­nej miał stać przy­ję­ty w 1997 r. Pakt Sta­bilizacji i Wzro­stu. Na­ka­zy­wał on pań­stwom­–sy­gna­ta­riu­szom trzy­ma­nie się kry­te­riów kon­wer­gen­cji ta­kże po wej­ściu do stre­fy eu­ro. Bar­dzo szyb­ko zo­stał zła­ma­ny przez... Niem­cy i Fran­cję. W 2005 r. zmo­dy­fi­ko­wa­no go, po­zwa­la­jąc m.in. na nie­sto­so­wa­nie się do kry­te­rium de­fi­cy­tu, np. gdy pań­stwo chce wy­da­wać wię­cej na na­ukę, ochro­nę śro­do­wi­ska, in­fra­struk­tu­rę czy re­for­my eme­ry­tal­ne. Jak wi­dać, dys­cy­pli­na fi­skal­na w stre­fie eu­ro nie­mal za­wsze by­ła fik­cją.

Fran­ko­-ger­mań­ska ka­ta­stro­fa

Jak to się sta­ło, że stwo­rzo­no ta­ką fik­cję? Źró­dłem ka­ta­stro­fy jest to, że wa­lu­ta eu­ro od po­cząt­ku by­ła w więk­szym stop­niu pro­jek­tem po­li­tycz­nym niż go­spo­dar­czym. W 1972 r. po­wstał Eu­ro­pej­ski Sys­tem Wa­lu­to­wy, czy­li tzw. sys­tem wę­ża w tu­ne­lu. W ra­mach nie­go po­wią­za­no ze so­bą kur­sy wa­lut państw Eu­ro­pej­skiej Wspól­no­ty Go­spo­dar­czej. Dzia­łał on do­syć do­brze, gdyż da­wał pań­stwom człon­kow­skim „chwi­lę od­de­chu", ja­kiej nie ma­ją w stre­fie eu­ro – mo­żli­wość de­pre­cja­cji wła­snej wa­lu­ty. Ka­mie­niem wę­giel­nym te­go sys­te­mu by­ła mar­ka nie­miec­ka – naj­so­lid­niej­sza z wa­lut EWG. Spra­wia­ło to, że w prak­ty­ce ban­ki cen­tral­ne państw EWG mu­sia­ły do­sto­so­wy­wać swo­ją po­li­ty­kę do dzia­łań Bun­des­ban­ku. Nie by­ło to w smak Fran­cji. Ów­cze­sny so­cja­li­stycz­ny pre­zy­dent Fran­co­is Mit­te­rand na­zy­wał mar­kę „nie­miec­ką bom­bą ato­mo­wą". – Niem­cy od­bu­do­wa­ły swo­ją po­tę­gę go­spo­dar­czą, ale odma­wia­ją po­dzie­le­nia się nią – po­wie­dział w 1988 r. kanc­le­rzo­wi Au­strii Fran­zo­wi Vra­nitz­ky'emu. Zde­cy­do­wa­no się więc na „roz­bro­je­nie nu­kle­ar­ne". W 1988 r. Ra­da Eu­ro­pej­ska zle­ci­ła gru­pie eks­per­tów kie­ro­wa­nej przez prze­wod­ni­czą­ce­go KE Ja­cqu­esa Del­lor­sa (z po­cho­dze­nia Fran­cu­za) przy­go­to­wa­nie ra­por­tu o mo­żli­wo­ści stwo­rze­nia eu­ro­pej­skiej unii wa­lu­to­wej. Ra­port zo­stał opu­bli­ko­wa­ny rok póź­niej i stał się pod­sta­wą do two­rze­nia stre­fy eu­ro.

Mit­te­rand zdo­był w tym pro­jek­cie so­jusz­ni­ka w po­sta­ci cha­dec­kie­go kanc­le­rza Nie­miec Hel­mu­ta Koh­la. Nie­miec­ki przy­wód­ca po­su­nął się na­wet do te­go, by wspól­nie z pre­zy­den­tem Fran­cji spi­sko­wać prze­ciw­ko wła­sne­mu ban­ko­wi cen­tral­ne­mu. Gdy w 1987 r. po­wsta­ła nie­miec­ko­-fran­cu­ska Ra­da Fi­nan­so­wo­-Go­spo­dar­cza, jed­na z in­sty­tu­cji przy­go­to­wu­ją­cych wspól­ną wa­lu­tę, nie­miec­ki mi­ni­ster fi­nan­sów od­mó­wił pre­ze­so­wi Bun­des­ban­ku Kar­lo­wi Ot­to Po­hlo­wi wglą­du w do­ku­men­ty po­wo­łu­ją­ce tę in­sty­tu­cję. Pohl uzy­skał w nie wgląd do­pie­ro u sze­fa fran­cu­skie­go ban­ku cen­tral­ne­go. Pre­zes Bun­des­ban­ku był izo­lo­wa­ny dla­te­go, że ośmie­lił się mieć scep­tycz­ne zda­nie o idei po­wo­ła­nia unii wa­lu­to­wej. – Na ta­kim pro­ce­sie ma­my wie­le do stra­ce­nia. Dla Re­pu­bli­ki Fe­de­ral­nej ozna­cza­ło­by to zło­że­nie mar­ki nie­miec­kiej w ofie­rze na eu­ro­pej­skim oł­ta­rzu. Wie­my, co ma­my. Co do­sta­nie­my, te­go nie wie­my – ostrze­gał w 1990 r.

Eu­ro­pej­ska ma­chi­na by­ła już wów­czas wpra­wio­na w ruch. De­cy­zje w spra­wie bu­do­wy unii wa­lu­to­wej pod­ję­to na szczy­cie w Ma­astricht w 1991 r. Kanc­lerz Kohl pró­bo­wał tam prze­ko­nać in­nych przy­wód­ców, by unię wa­lu­to­wą opar­to na za­sa­dach ści­słej dys­cy­pli­ny fi­skal­nej. Przy­ję­to pod je­go na­ci­skiem tzw. kry­te­ria kon­wer­gen­cji (czy­taj w ram­ce), czy­li wa­run­ki, ja­kie pań­stwa po­win­ny speł­nić, by móc przy­jąć wspól­ną wa­lu­tę. Kohl zo­stał jed­nak wy­ma­new­ro­wa­ny przez spryt­niej­szych gra­czy. Fran­cu­ski pre­zy­dent Mit­te­rand i wło­ski pre­mier Gu­lio An­dre­ot­ti po­ro­zu­mie­li się i wpro­wa­dzi­li Niem­ców w pu­łap­kę. Zdo­ła­li wy­móc na nich zo­bo­wią­za­nie, że 1 stycz­nia 1999 r. au­to­ma­tycz­nie i nie­odwo­łal­nie po­wsta­nie unia wa­lu­to­wa. Z gó­ry przy­ję­to więc „roz­kład jaz­dy eu­ro", nie przej­mu­jąc się spe­cjal­nie tym, że w wy­zna­czo­nym cza­sie mo­że się zda­rzyć, że nikt nie bę­dzie speł­niał kry­te­riów z Ma­astricht. Ta­ki sce­na­riusz był bar­dzo praw­do­po­dob­ny – w 1996 r. wa­run­ki przy­ję­cia do unii wa­lu­to­wej speł­niał je­dy­nie Luk­sem­burg. Roz­kła­du jaz­dy trzy­ma­no się jed­nak z nie­wol­ni­czą wier­no­ścią. Choć mo­żna się by­ło spo­dzie­wać, że Gre­cja nie zdą­ży na czas ze speł­nie­niem kry­te­riów kon­wer­gen­cji, już w 1996 r. za­czę­to pla­no­wać druk bank­no­tów eu­ro z na­pi­sa­mi w grec­kim al­fa­be­cie.

Co praw­da Niem­cy po pod­pi­sa­niu trak­ta­tu z Ma­astricht do­ma­ga­li się ści­słe­go kon­tro­lo­wa­nia bu­dże­tu państw eu­ro­lan­du, ale ich opór zła­ma­no za sym­bo­licz­ną ce­nę, go­dząc się na sie­dzi­bę przy­szłe­go Eu­ro­pej­skie­go Ban­ku Cen­tral­ne­go we Frank­fur­cie oraz na to, by no­wy unij­ny pie­niądz na­zy­wał się eu­ro za­miast ecu. Ber­li­no­wi na­zwa ecu sko­ja­rzy­ła się z pierw­szy­mi fran­cu­ski­mi zło­ty­mi mo­ne­ta­mi, więc upie­rał się on, by no­wą wa­lu­tę na­zwać ina­czej. Sprze­dał więc „za mi­skę so­cze­wi­cy" sta­bil­ność stre­fy eu­ro. Resz­tę tej hi­sto­rii zna­my.

Po­li­tycz­ne za­śle­pie­nie

Dlaczego eu­ro­pej­scy po­li­ty­cy by­li tak za­śle­pie­ni, że nie do­strze­ga­li ry­zy­ka w two­rze­niu unii wa­lu­to­wej łą­czą­cej Niem­cy i Gre­cję, Fin­lan­dię i Wło­chy? W wie­lu przy­pad­kach win­na by­ła błęd­na kon­cep­cja go­spo­dar­cza. W la­tach 90. wie­lu eko­no­mi­stów po­strze­ga­ło two­rzą­ce się eu­ro ja­ko pa­na­ceum na wszyst­kie kło­po­ty go­spo­dar­cze Sta­re­go Kon­ty­nen­tu, wa­lu­tę ma­ją­cą sty­mu­lo­wać wy­mia­nę han­dlo­wą i przez to przy­spie­szać wzrost go­spo­dar­czy. Obec­nie wie­lu eks­per­tów wska­zu­je jed­nak, że eu­ro jest zbyt sil­ną wa­lu­tą dla Gre­cji, Włoch czy Hisz­pa­nii. Nie po­zwa­la ona od­zy­skać kon­ku­ren­cji ich go­spo­dar­kom. Po­dob­ne zja­wi­sko mo­żna by­ło za­ob­ser­wo­wać w Niem­czech w la­tach 90. Przy zjed­no­cze­niu Nie­miec rząd kanc­le­rza Koh­la, wbrew pro­te­stom sze­fa Bun­des­ban­ku Kar­la Po­hla, usta­lił kurs bez­war­to­ścio­wej mar­ki NRD do ul­tra­so­lid­nej mar­ki RFN na po­zio­mie 1: 1. Skut­kiem te­go, no­wy mer­ce­des był tań­szy od tra­ban­ta. I tak już nie­kon­ku­ren­cyj­ny prze­mysł daw­ne­go NRD zo­stał do­bi­ty, a wschod­nie lan­dy sta­ły się post­in­du­strial­ną pu­sty­nią, na któ­rą do dzi­siaj ło­żą za­chod­ni Niem­cy. Czy­li speł­nił się sce­na­riusz, któ­ry prze­cho­dzi­ły póź­niej pań­stwa z pe­ry­fe­rii stre­fy eu­ro.

Klu­czo­we oka­za­ło się jed­nak za­śle­pie­nie po­li­tycz­ne. Mit­te­rand i je­go oto­cze­nie uwa­ża­ło wspól­ną eu­ro­pej­ską wa­lu­tę za asa w rę­ka­wie, któ­ry zde­tro­ni­zu­je do­la­ra w ro­li głów­nej wa­lu­ty re­zer­wo­wej świa­ta. Dlaczego więc za­miast bu­do­wać sil­ną stre­fę eu­ro skła­da­ją­cą się ze sta­bil­nych go­spo­da­rek, zbu­do­wa­no blok wa­lu­to­wy łą­czą­cy pań­stwa sil­ne ze sła­by­mi? Fran­cja nie chcia­ła, by unia wa­lu­to­wa­ła zo­sta­ła zdo­mi­no­wa­na przez Niem­cy, po­sta­no­wi­ła więc włą­czyć w nią kra­je ła­ciń­skie, ta­kie jak Wło­chy i Hisz­pa­nia, któ­re sta­ły­by się jej so­jusz­ni­ka­mi w tym blo­ku.

Czym się kie­ro­wa­ły Niem­cy, zga­dza­jąc się na wa­run­ki Pa­ry­ża? – To by­ła czy­sto po­li­tycz­na de­cy­zja. Bar­dzo na tym za­le­ża­ło Fran­cji. By­ło to wkrót­ce po zjed­no­cze­niu Nie­miec i Ber­lin nie chciał być pod­da­wa­ny pre­sji Fran­cu­zów. (...) Du­żą ro­lę w przy­ję­ciu eu­ro przez Niem­cy ode­gra­ła rów­nież ide­olo­gia eu­ro­pej­ska, trak­to­wa­na w Niem­czech nie­mal jak pań­stwo­wa ide­olo­gia, mó­wią­ca, że im wię­cej in­te­gra­cji, tym le­piej – mó­wił w wy­wia­dzie dla „Par­kie­tu" Bru­no Ban­du­let, nie­miec­ki eko­no­mi­sta, au­tor ksią­żki „Ostat­nie la­ta eu­ro". Thil­lo Sa­ra­zin, kon­tro­wer­syj­ny by­ły czło­nek za­rzą­du Bun­des­ban­ku, ar­gu­men­tu­je, że Niem­cy zgo­dzi­li się na uto­pij­ny pro­jekt, bo są szan­ta­żo­wa­ni cię­ża­rem swo­ich wo­jen­nych win. Bry­tyj­scy eu­ro­scep­ty­cy lu­bią zaś przy­po­mi­nać, że eu­ro­pej­ska in­te­gra­cja go­spo­dar­cza jest aku­rat tą ni­cią, któ­ra łą­czy nie­miec­ką po­li­ty­kę z cza­sa­mi ka­ise­ra Wil­hel­ma II, Re­pu­bli­ki We­imar­skiej i Trze­ciej Rze­szy. Jest wie­le in­te­pre­ta­cji, ale jed­no jest pew­ne: zgo­da Nie­miec na po­wo­ła­nie stre­fy eu­ro w ta­kim kształ­cie jak obec­nie by­ła de­cy­zją bar­dziej po­li­tycz­ną niż eko­no­micz­ną.

– Ar­chi­tek­ci eu­ro­pej­skiej unii wa­lu­to­wej do­sko­na­le wie­dzie­li, że kon­struk­cja stre­fy eu­ro jest obar­czo­na błę­da­mi. Łu­dzi­li się jed­nak, że przy od­po­wied­nio du­żej wo­li po­li­tycz­nej da­dzą so­bie z ty­mi błę­da­mi ra­dę – wska­zu­je Gi­na San­chez, stra­teg z fir­my Ro­ubi­ni Glo­bal Eco­no­mics.

Kanc­lerz Kohl wie­lo­krot­nie po­rów­ny­wał no­wą unij­ną wa­lu­tę do gwa­ran­cji po­ko­ju w Eu­ro­pie. Prze­ma­wia­jąc w 1999 r. w Bun­de­sta­gu wiesz­czył, że sta­nie się ona fun­da­men­tem stre­fy pro­spe­ri­ty i że w cią­gu kil­ku lat eu­ro przyj­mie Wiel­ka Bry­ta­nia, a w cią­gu de­ka­dy Szwaj­ca­ria. Ra­chu­by te nie speł­ni­ły się, a stre­fa eu­ro wpa­dła w kry­zys gro­żą­cy jej prze­trwa­niu. Eu­ro nie zde­tro­ni­zo­wa­ło do­la­ra, nie by­ło go­spo­dar­czym pa­na­ceum, a za­miast po­wszech­ne­go po­ko­ju i szczę­śli­wo­ści obu­dzi­ło po­li­tycz­ne de­mo­ny.

Kry­te­ria z Ma­astricht i ich wy­peł­nia­nie

By kraj przy­jął eu­ro, mu­si speł­nić kry­te­ria kon­wer­gen­cji. Je­go de­fi­cyt fi­nan­sów pu­blicznych nie mo­że prze­kra­czać 3 proc. PKB, a dług pu­blicz­ny 60 proc. PKB. Śred­nia rocz­na in­fla­cja HICP nie mo­że być wyż­sza o 1,5 pkt proc. niż w trzech kra­jach stre­fy eu­ro ma­ją­cych naj­niż­szą in­fla­cję. Opro­cen­to­wa­nie dłu­go­ter­mi­no­wych ob­li­ga­cji nie mo­że być wyż­sze niż 2 pkt proc. od opro­cen­to­wa­nia po­dob­nych pa­pie­rów w trzech kra­jach eu­ro­lan­du, w któ­rych jest ono naj­niż­sze. Kraj mu­si też uczest­ni­czyć przez co naj­mniej dwa la­ta w me­cha­ni­zmie ER­M2, w ra­mach któ­re­go mu­si utrzy­my­wać kurs na­ro­do­wej wa­lu­ty wo­bec eu­ro w gra­ni­cach okre­ślo­ne­go pa­sma wa­hań.

Eu­ro­pej­ski Bank Cen­tral­ny przed­sta­wił ra­port o kon­wer­gen­cji oma­wia­ją­cy po­stę­py ośmiu państw UE (Buł­ga­rii, Czech, Ło­twy, Li­twy, Wę­gier, Pol­ski, Ru­mu­nii i Szwe­cji) w wy­peł­nia­niu wa­run­ków przy­ję­cia do stre­fy eu­ro. Z ra­por­tu wy­ni­ka, że ża­den z tych kra­jów nie speł­nia kry­te­riów. In­fla­cja oka­za­ła się niż­sza od war­to­ści re­fe­ren­cyj­nej 3,1 proc. je­dy­nie w Cze­chach, Buł­ga­rii i Szwe­cji. De­fi­cyt fi­nan­sów pu­blicz­nych był niż­szy od 3 proc. PKB je­dy­nie w Buł­ga­rii, Szwe­cji i na Wę­grzech, ale tam uda­ło się to dzię­ki za­sto­so­wa­niu jed­no­ra­zo­wych środ­ków. Wszyst­kie kra­je po­za Wę­gra­mi mia­ły dług pu­blicz­ny niż­szy niż 60 proc. PKB. Wę­gry i Ru­mu­nia nie speł­ni­ły też kry­te­rium do­ty­czą­ce­go stóp pro­cen­to­wych. Je­dy­ny­mi kra­ja­mi speł­nia­ją­cy­mi wa­ru­nek do­ty­czą­cy obec­no­ści w sys­te­mie ERM 2 są Li­twa i Ło­twa.

Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?