Sir Robert Armstrong, sekretarz gabinetu (najwyższy rangą urzędnik służby cywilnej), pisał do Nigela Wicksa, prywatnego sekretarza Thatcher, że wśród wielu ludzi z londyńskiego City panuje przekonanie, że na rynku powstaje bańka, która pęknie w ciągu roku lub dwóch lat. „Ludzie wątpią w to, czy jest już dłużej właściwe, by pozostawiać nadzór nad City w ręce samoregulacji" – podkreślał Armstrong. David Willetts, doradca Thatcher, pisał zaś w jednym ze swoich raportów, że trzeba będzie w przyszłości oddzielać w dużych instytucjach finansowych działy bankowości detalicznej od działów zajmujących się rynkową spekulacją. „We wprowadzanym teraz systemie banki będą jednocześnie prowadziły własne księgi, działały jako brokerzy dla klientów i zarządzający powierzonymi im funduszami. Skutkiem będzie okazja do przerzucania strat na klientów" – pisał Willets. Tego problemu nie rozwiązano do dzisiaj.