Władze NYSE wciąż podtrzymywały wersję o "wewnętrznych problemach technicznych" jako przyczyny środowej awarii, choć równoczesne awarie systemów komputerowych United Airlines oraz "Wall Street Journal" nasuwały podejrzenia o cyberataku. Do atmosfery podejrzeń przyczyniała się także sytuacja na innych globalnych rynkach papierów wartościowych, a przede wszystkim załamanie na chińskich giełdach. Na blogach i stronach internetowych poświęconych inwestowaniu pojawiły się dziesiątki teorii spiskowych. Najpopularniejszą tezą było to, że awaria na NYSE miała odwrócić uwagę całego świata od krachu w Chinach i tym samym zapobiec globalnemu efektowi domina.

Paradoksalnie jednak zamknięcie NYSE pokazało także, że amerykański rynek jest w stanie sobie poradzić nawet z takim problemem jak wstrzymanie operacji giełdowych na największym parkiecie przez ponad połowę dziennej sesji. Przez cały czas awarii stacje telewizyjne pokazywały zmieniającą się wysokość głównych indeksów, w tym Dow Jones Industrial Average. W czasie trwającej prawie przymusowej przerwy nadal bowiem obracano spółkami notowanymi na NYSE.

Główna nowojorska giełda już dawno straciła dominującą rolę na rynku kapitałowym. Obecnie zaledwie co czwarta akcja amerykańskiej spółki wystawiana na rynku wtórnym jest sprzedawana na New York Stock Exchange.  Ostatnie lata i rozwój zaawansowanej technologii przyczyniły się bowiem do znacznej fragmentaryzacji rynku obrotów papierów wartościowych. Poza tym część spółek wchodzących w skład indeksów Dow Jones oraz S&P 500 znajduje się na Nasdaqu, który nie przerwał pracy.

Steve Goldstein analityk MarketWatch doliczył się aż 11 innych elektronicznych giełd, 44 alternatywnych systemów sprzedaż i ponad 200 tzw. dark rooms, w których dokonuje się transakcji z pominięciem NYSE. "Większość osób zaangażowanych w operacje giełdowe zorientowało się, że najsłynniejsza giełda świata nie pracuje dopiero po około 20 minutach" – zauważa Goldstein.