Kot rasy amerykańskiej krótkowłosej prezentował się pięknie, a sprzedająca go osoba z Szanghaju posługiwała się nickiem „kocham życie, kocham koty". Kobieta zapłaciła za kota 5,5 tys. juanów (3,3 tys. zł) plus 530 juanów za pokrycie kosztów badań weterynaryjnych zwierzaka. Na zamówienie czekała dwa dni. Gdy przesyłka nadeszła, wywołała szok – w paczce był martwy chiński, wiejski, nierasowy kot. Zdechł, bo przysłano go bez wody i jedzenia. Wang skontaktowała się ze sprzedawcą, a on zapewniał, że musiało dojść do jakiejś okropnej pomyłki, i obiecał zwrot kosztów. Po dziesięciu dniach zaniepokojona kobieta próbowała się z nim skontaktować, gdyż obiecane pieniądze nie wpływały na jej konto. Sprzedawca zablokował ją jednak w serwisie WeChat i nie była w stanie się z nim skontaktować. Wang odkryła, że co najmniej 20 innych osób zostało oszukanych w podobny sposób – zamawiały w Szanghaju koty szlachetnych ras, a dostawały martwe lub schorowane dachowce. Gdy grupa oszukanych klientów poszła na milicję, usłyszała, że śledztwa nie będzie, gdyż nie doszło do oszustwa. „Zamówiliście koty i dostaliście koty" – stwierdzili milicjanci.