W okresie dużej niepewności na rynkach akcji inwestorzy poszukują spółek, które mogą lepiej radzić sobie w okresach dekoniunktury. Obecna sytuacja na rynkach nie napawa optymizmem, eskalacja napięć pomiędzy dwoma największymi gospodarkami świata, widmo globalnej recesji, słabe dane dotyczące niemieckiego przemysłu czy możliwość brexitu bez umowy budzą u inwestorów obawy. Kapitał płynie do aktywów uznawanych za bezpieczne, takich jak złoto czy obligacje, których rentowność znajduje się na kilkuletnich minimach. Istnieją jednak sektory, które lepiej radzą sobie w okresach bessy, a notowania spółek z tych branż spadają o wiele mniej niż główne indeksy.
Mniejsze spadki
Historia pokazuje, że notowania spółek produkujących dobra konsumenckie radzą sobie o wiele lepiej w czasach, gdy na giełdach dochodzi do ostrych spadków. Od szczytu osiągniętego w 2007 r. do dołka w 2009 r. indeks S&P 500 spadł o 57 proc., a jego konsumencki subindeks tylko o 31 proc. – Spółki, które mają ugruntowaną pozycję wśród klientów i oferują im dobra, które będą kupować niezależnie od koniunktury, mogą być bardziej odporne na recesję lub spowolnienie gospodarcze. W momentach dekoniunktury konsumenci w pierwszej kolejności rezygnują z dóbr luksusowych i dóbr, które nie są niezbędne do codziennego funkcjonowania gospodarstw domowych. Niemniej cena akcji takich spółek w czasie kryzysu też może spadać, ale mniej niż rynek, czy spółek zajmujących się produktami innymi niż te niezbędne w życiu codziennym. – twierdzi Daniel Kostecki, główny analityk Conotoxia.
Chodzi m.in. o globalne marki takie jak Coca-Cola, Procter & Gamble, PepsiCo czy Unilever. Spółki te produkują dobra codziennego użytku, które nawet w okresach problemów gospodarczych i tak muszą być kupowane ze względu na ich codzienne zastosowanie. W lipcu notowania niektórych spółek konsumenckich osiągnęły historyczne maksima, a warto zwrócić uwagę, że niektóre z nich notowane są na giełdach od ponad pół wieku.
Ponadto duże przedsiębiorstwa notowane na amerykańskiej giełdzie chętnie dzielą się z akcjonariuszami wypracowanym zyskiem. Dywidendy wypłacane są najczęściej co kwartał, a ich stopa jest znacznie wyższa od oprocentowania dłużnych papierów wartościowych emitowanych obecnie przez niektóre największe gospodarki. W ubiegłym tygodniu rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji spadła do 1,62 proc., co było najniższym poziomem od trzech lat, a rentowność dziesięcioletnich niemieckich obligacji osiągnęła poziom -0,6 proc.
– Siłą tych spółek jest zdolność do wypłacania dywidendy, której stopa jest konkurencyjna w stosunku do rentowności obligacji. To, w połączeniu ze skupem własnych akcji, daje ich notowaniom większą stabilność. Są w pewien sposób substytutem obligacji. Ten aspekt wyjaśnia częściowo trwające od połowy zeszłego roku wzrosty cen akcji tego rodzaju spółek. Są związane ze spadkami rentowności amerykańskich papierów skarbowych – w przypadku obligacji dziesięcioletniej było to 85 pkt baz., do 2 proc. Tymczasem stopa dywidendy odpowiedniego subindeksu S&P 500 jest szacowana na około 3 proc. w tym i następnym roku. Relatywnie więc „consumer staples" stały się bardziej atrakcyjne niż obligacje – tłumaczy Grzegorz Zatryb, główny strateg rynkowy Skarbiec TFI.