Największe spadki cen złota podczas trwającego kryzysu były spowodowane tym, że inwestorzy szukali płynności gotówkowej, aby pokryć straty i wezwania do uzupełnienia depozytu zabezpieczającego na innych aktywach, a nie dlatego, że zmieniło się ich nastawienie do złota - uważa Christopher Louney, analityk w RBC Capital Markets.
W tym kontekście wtorkowe wyjście notowań kruszcu na wieloletnie maksima wydaje się całkiem uzasadnione. Kurs przebił poprzedni szczyt hossy wyznaczony 9 marca (1703 USD) i wyznaczył nowy 1727 USD. Licząc od dołka z ubiegłego miesiąca kruszec podrożał już o 19 proc., a wyznaczając nowe maksimum dał techniczny sygnał do kontynuacji hossy, która trwa od sierpnia 2018 r. - Nawet gdy sytuacja rynkowa ulegnie poprawie, czy to tymczasowo, czy nie, a inwestorzy wrócą, uważamy, że złoto także będzie absorbować napływ kapitału obok innych klas aktywów. Inwestorzy zdają sobie sprawę z utrzymującego się ryzyka, a aktywa takie jak złoto, zapewniają ciągłe zabezpieczenie przed złym scenariuszem – uważa Louney.
Zły scenariusz zakłada, że ekonomiczne konsekwencje pandemii koronawirusa będą znacznie bardziej dotkliwe niż się tego teraz spodziewamy. - Jeżeli wtórny wstrząs ekonomiczny pokaże, że Covid-19 jest znacznie głębszą i szerszą górą lodową pod powierzchnią gospodarki, to możemy zaobserwować zwiększony popyt na złoto – komentował obrazowo Adam Koos, szef Libertas Wealth Management Group. Jego zdaniem utrzymanie ceny złota powyżej 1700 USD będzie zwiększać szansę na wyznaczenie historycznych maksimów, choć nie spodziewa się on, że stanie się to z dnia na dzień.
Zdaniem Petera Grosskopfa, CEO funduszu Sprott, cena wyższa niż 2000 USD możliwa jest w perspektywie średnioterminowej. - Bacznie obserwujemy handel i przepływy kapitału na rynkach kruszców, i analizujemy rynek pod kątem AT. Wiele wskazuje na to, że złoto powyżej 2000 USD może być pod koniec tego roku lub na początku przyszłego – powiedział.