Obliczany przez instytut Ifo wskaźnik – uchodzący za jeden z najbardziej wiarygodnych barometrów koniunktury nad Renem – wzrósł w maju do 79,5 pkt z najniższego w jego historii poziomu 74,2 pkt w kwietniu.
Ekonomiści spodziewali się przeciętnie nieco mniejszego odbicia tego wskaźnika, do 78,3 pkt. Mimo to, majowy odczyt nie nastraja optymistycznie. Nieco wyżej niż obecnie Ifo był nawet w najgorszym momencie globalnego kryzysu z lat 2008-2009.
Indeks monachijskiego instytutu odzwierciedla ocenę bieżącej sytuacji przedsiębiorstw oraz ich oczekiwania na najbliższą przyszłość. W maju wyraźnie w górę poszła ta druga składowa (do 80,1 pkt z 69,4 pkt miesiąc wcześniej), pierwsza zaś minimalnie spadła (do 78,9 pkt z 79,4 pkt w kwietniu). To oznacza, że niemieckie firmy oceniają aktualną sytuację w tamtejszej gospodarce nawet gorzej niż w kwietniu, choć rząd luzuje już ograniczenia aktywności ekonomicznej wprowadzone w związku z epidemią koronawirusa.
„Dno zapaści gospodarczej jest prawdopodobnie już za nami, a w najbliższych miesiącach możliwe jest nawet żywiołowe odbicie aktywności. Jednak biorąc pod uwagę to, jak nisko jest wciąż wskaźnik Ifo, a także fakt, że szkody z ostatnich dwóch miesięcy będą długo ciążyły gospodarce, nie można dać się zwieść: to nie jest V-kształtne ożywienie" – napisał w komentarzu do poniedziałkowych danych Carsten Brzeski, ekonomista z banku ING.
Jak tłumaczy, aktywność w niemieckiej gospodarce wróci prawdopodobnie do poziomu sprzed obecnego kryzysu najwcześniej w 2022 r. i to przy założeniu, że nie dojdzie do drugiej fali pandemii.