Nie będzie przesadą stwierdzić, że Mario Draghi to dla środowisk finansowych człowiek legenda. Do legendy na pewno przeszło jego przemówienie z lipca 2012 r., gdy zapowiedział, że „zrobimy wszystko, co będzie konieczne", by ocalić strefę euro. To była najskuteczniejsza werbalna interwencja w historii bankowości centralnej. Draghi, kierując w latach 2011–2019 Europejskim Bankiem Centralnym, wielokrotnie sięgał po niekonwencjonalną politykę i z jej pomocą zdołał powstrzymać kryzys zadłużeniowy w Eurolandzie. Jeśli obecnie Włochy i Grecja mają rentowność obligacji niższą niż Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, to jest to w ogromnym stopniu jego zasługą. Draghi to też człowiek mocno zżyty ze światem finansów. („Mario Draghi pracował kiedyś w Goldman Sachs, więc wie wszystko o finansowej alchemii" – stwierdził w wywiadzie dla „Parkietu" w 2012 r. niemiecki eurosceptyczny ekonomista Bruno Bandulet). Nic dziwnego więc, że inwestorzy ucieszyli się z tego, że Draghi dostał misję kierowania nowym włoskim rządem. W dniu, w którym były szef EBC to potwierdził, mediolański indeks giełdowy FTSE MIB zyskał ponad 2 proc. a rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich spadła w okolice 0,5 proc.
Oczekiwania wobec Draghiego są wysokie. – Draghi był Włochem, który ocalił strefę euro, a może być Europejczykiem, który ocali Włochy – stwierdził Matteo Renzi, lewicowy premier Włoch z lat 2014–2016. Silvio Berlusconi, były czterokrotny prawicowy premier, powiedział natomiast, że powołanie Draghiego to „krok w dobrym kierunku". Włoska scena polityczna zjednoczyła się wokół byłego szefa EBC. Do zamknięcia tego numeru „Parkietu" nie było jeszcze wiadomo, które partie oficjalnie poprą jego gabinet, ale z przecieków wynikało, że wesprzeć go może m.in. eurosceptyczna prawicowa Liga Matteo Salviniego. Jeśli Draghiemu uda się stworzyć sprawnie działający rząd, to będzie miał przed sobą prawdopodobnie najtrudniejsze zadanie w życiu. Uratowanie strefy euro było zapewne prostsze od ożywienia włoskiej gospodarki.
Szukając impulsu fiskalnego
Włochy podczas pandemii Covid-19 stały się krajem symbolem. Jako pierwsze w Europie zetknęły się z falą zachorowań na chińskiego wirusa i jako pierwsze wprowadzały ostry lockdown. Koronawirus zabił tam, według oficjalnych danych, ponad 90 tys. ludzi. Bardzo mocno ucierpiała również gospodarka. Załamanie ruchu turystycznego i zamknięcie podczas lockdownu wielu małych i średnich przedsiębiorstw przyczyniło się do spadku PKB o 8,8 proc. w 2020 r. Czwarty kwartał 2020 r. przyniósł 2 proc. spadku kw./kw., a średnia prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberga mówi o zaledwie 0,1 proc. wzrostu w pierwszym kwartale 2021 r. Prawdopodobieństwo drugiej w ciągu 12 miesięcy technicznej recesji jest więc bardzo duże. Średnia prognoz prywatnych instytucji na 2021 r. sugeruje wzrost gospodarczy wynoszący 4,8 proc. Najwięksi optymiści (Fitch Solutions i Nykredit Markets) spodziewają się 6,5 proc. wzrostu, a najwięksi pesymiści (ING) – 3,2 proc. zwyżki PKB. Prognozy na 2022 r. wahają się od 1,7 proc. do 7 proc. Liczby te wyraźnie kontrastują ze słabym tempem włoskiego wzrostu gospodarczego z kilkunastu lat poprzedzających pandemię. Trzeba jednak brać pod uwagę to, że będzie to odbicie ze stosunkowo niskiej bazy, a gospodarce włoskiej uda się powrócić na poziom sprzed pandemii najwcześniej w 2022 r. Kraj musi sobie też poradzić z wieloma problemami strukturalnymi, których objawem jest m.in. wysokie bezrobocie. W grudniu 2020 r. stopa bezrobocia we Włoszech wynosiła 9 proc. (była nieco niższa niż przed pandemią), a wśród młodzieży sięgała aż 29,7 proc.
– Przez ostatnie 15 lat Włochy doświadczyły trzech silnych recesji: tej w trakcie globalnego kryzysu finansowego, tej podczas kryzysu zadłużeniowego w strefie euro i podczas pandemii koronawirusa. Od globalnego kryzysu finansowego ożywienie nie było jednak wystarczająco silne, by włoski PKB wrócił na przedkryzysowy poziom. Spodziewamy się więc, że PKB będzie w 2021 r. niższy o 8 proc. niż w 2008 r. O ile rynek pracy zachowuje wyraźnie lepiej, niż oczekiwano, to „prawdziwa" stopa bezrobocia (uwzględniająca osoby korzystające z mechanizmu krótkoterminowego wsparcia dla bezrobotnych oraz nienaturalne zmniejszenie się stopy uczestnictwa w rynku pracy) pozostaje o około 5 pkt proc. wyższa od oficjalnej stopy bezrobocia – wskazuje Nicola Nobile, ekonomista Oxford Economics.