We wrześniu 2021 r. dobrowolnie zrezygnowało z pracy rekordowe 4,4 mln Amerykanów – tak przynajmniej mówią dane Departamentu Pracy USA. To około 3 proc. amerykańskiej siły roboczej. Od początku roku do końca września odeszło z pracy w USA już 34,4 mln osób, podczas gdy przez cały 2020 r. na taki krok zdecydowało się 36 mln Amerykanów. W ciągu 20 lat przed pandemią nigdy nie rezygnowało z pracy więcej niż 2,4 proc. siły roboczej miesięcznie. W okresach kryzysów ten odsetek był jeszcze niższy. Na przykład w czasie wielkiej recesji z lat 2008–2009 zmniejszył się z 2 proc. do 1,3 proc. W pierwszych miesiącach obecnego kryzysu też był stosunkowo niewielki. W marcu 2020 r. wynosił 1,6 proc., czyli sięgnął najniższego poziomu od siedmiu lat. W trakcie ożywienia gospodarczego szybko jednak wzrósł. Tak szybko, że ten trend został nazwany przez ekonomistów „wielką rezygnacją" (określenie to stworzył Anthony Klotz, wykładowca Matys Business School na Texas A&M University). Podobne zjawisko – choć na mniejszą skalę – zaobserwowano również w Europie i w Chinach. Co sprawiło, że w tak niepewnych czasach tak wielu ludzi porzuca swoje dotychczasowe posady?
Zakamuflowany strajk
Jednym z czynników napędzających wielką rezygnację były początkowo rządowe działania stymulujące gospodarkę podczas pandemii. Przez kilkanaście miesięcy wypłacano w USA federalne dodatki do zasiłków dla bezrobotnych, które wraz z zasiłkami i innymi świadczeniami bywały wyższe od płac pracowników niższej rangi w sektorze hotelarskim czy restauracyjnym. Gdy jednak na wiosnę 2021 r. w stanach rządzonych przez republikanów zaczęto wygaszać ten program socjalny (w całym kraju zakończono go we wrześniu), liczba osób rezygnujących ze swoich posad nadal rosła. Z sondażu przeprowadzonego w sierpniu 2021 r. przez PwC wynikało, że aż 65 proc. amerykańskich pracowników myślało wówczas o zmianie miejsca pracy, a 88 proc. pracodawców zauważyło w swoich firmach większą wymianę kadr niż zwykle. Z wrześniowych danych Departamentu Pracy wynika, że największy odsetek pracowników rezygnujących ze swoich posad zaobserwowano w branży hotelarsko-restauracyjnej (6,6 proc.). Wysoki był również m.in. w sektorze określanym w statystykach jako „sztuka, rozrywka i rekreacja" (5,7 proc.) i w handlu detalicznym (4,4 proc.). Są to również sektory, które doświadczają znaczącego braku rąk do pracy.
Problem nie ogranicza się jednak tylko do branż, w których płace są stosunkowo niskie. „O ile rezygnacje zmniejszyły się w sektorach takich jak przemysł i finanse, to wśród pracowników sektora ochrony zdrowia z pracy zrezygnowało o 3,6 proc. więcej osób niż w zeszłym roku, a w branży technologicznej wzrost rezygnacji sięgnął 4,5 proc. Ogólnie odsetek osób odchodzących z pracy był wyższy wśród pracowników, którzy doświadczali wzrostu popytu związanego z pandemią. Prawdopodobnie prowadziło to do zwiększonego obciążenia pracą oraz do wypalenia zawodowego" – piszą badacze z „Harvard Business Review".
– Mimo że odpowiedzialnością za powstanie zjawiska o nazwie „Great Resignation" lub inaczej „Big Quit", z każdym dniem nabierającego rozpędu za oceanem, często obarczana jest pandemia, przyczyn tego zjawiska w USA należy upatrywać również, a może nawet przede wszystkim, w pogarszających się przez lata warunkach pracy i lekceważącym stosunku pracodawców do pracowników. Osoby zatrudnione w sektorze usług na najniższych stanowiskach, opłacane według minimalnych stawek godzinowych, często nie mają nawet prawa do ubezpieczenia czy opieki zdrowotnej, a ich wynagrodzenie zwykle nie wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb – mówi „Parkietowi" Lucyna Pleśniar, prezes zarządu firmy rekrutacyjnej People.