Wąsko rozumiana podaż pieniądza, czyli tzw. agregat M1, który obejmuje gotówkę w obiegu oraz depozyty bieżące w bankach, zmalała w lipcu o 3,4 proc. po kosmetycznej zniżce o 0,5 proc. w czerwcu – wynika z wtorkowych danych NBP. Od połowy lat 90. XX wieku ilość płynnego pieniądza w polskiej gospodarce bardziej zmalała tylko w dwóch miesiącach z przełomu 2000 i 2001 r. Był to zwiastun stagnacji w polskiej gospodarce, podobnie jak nieco mniejszy spadek M1 na początku 2012 r.
Teraz sytuacja jest o tyle bardziej niepokojąca, że w ujęciu realnym, czyli po uwzględnieniu inflacji, podaż pieniądza maleje o wiele szybciej. W lipcu realna wartość M1 zmalała o ponad 19 proc. rok do roku, podczas gdy na przełomie stuleci maksymalnie o 13 proc. Spadek realnej podaży pieniądza oznacza, że krążący w gospodarce pieniądz wystarcza na zakup coraz mniejszej ilości towarów i usług. To zaś powinno tłumić popyt w gospodarce.
Spadek podaży płynnego pieniądza odzwierciedla dwa zjawiska związane bezpośrednio ze wzrostem stóp procentowych. Po pierwsze, ubywa gotówki w obiegu. Po drugie, klienci banków – zarówno gospodarstwa domowe, jak i przedsiębiorstwa – przesuwają środki z rachunków bieżących na rachunki terminowe, które nie są zaliczane do agregatu M1. Z tego powodu podaż pieniądza w szerokim sensie, obejmująca też lokaty terminowe o zapadalności do dwóch lat, ciągle rośnie. W lipcu była o 6,2 proc. większa niż przed rokiem, po zwyżce o 6,5 proc. w czerwcu.
Hamowanie wzrostu podaży pieniądza w szerokim sensie (M3) to następstwo słabnącej akcji kredytowej, szczególnie dla gospodarstw domowych. Ich zobowiązania wobec banków były w lipcu o 0,3 proc. mniejsze niż rok wcześniej (w ujęciu transakcyjnym, czyli po uwzględnieniu zmian kursów walut), po zwyżce o 0,9 proc. w maju. To najsłabszy wynik od co najmniej 2005 r. W szybkim tempie maleją też zobowiązania rządu.