Anna Suszyńska, zastępca dyrektora departamentu długu publicznego, wyjaśniła, że dzięki dobrej sytuacji na rynkach międzynarodowych nasz rząd może dość łatwo pozyskać pieniądze na przyszłoroczne potrzeby bądź zabezpieczyć finansowanie na ten rok. – Nie wykluczam, że zdecydujemy się na kolejną emisję zagraniczną, obecnie jest wielu chętnych, którzy chcą kupować nasze papiery, a nikt nam nie zagwarantuje, że tak samo będzie za parę miesięcy – stwierdziła Suszyńska.
Ekonomiści potwierdzają, że teraz finansowanie potrzeb pożyczkowych jest w miarę tanie, ale w lipcu, gdy sprzedawaliśmy papiery na rynku amerykańskim, mogliśmy uzyskać bardziej korzystne warunki. Już następnego dnia po emisji banki oferowały papiery ponad 2 proc. powyżej ceny emisyjnej.
– Oferta za oceanem, w wyniku której pozyskaliśmy 3,5 mld dolarów, została odebrana jako bardzo udana. Mogło to zachęcić inwestorów do lokowania kapitału w naszych papierach – ocenił Cezary Chrapek, analityk BZ WBK. – Warto skorzystać z tej sytuacji, bo nie wiadomo, co będzie za pół roku, czy nie sprawdzą się prognozy mówiące o drugim dnie recesji w globalnej gospodarce.
Minister finansów miał na koniec lipca do dyspozycji 2,5 mld euro, podczas gdy pozostająca w tym roku do spłaty kwota długu zagranicznego to około 0,5 mld euro (wcześniej wydano już 4,4 mld euro). Nadwyżkę, czyli około 2 mld euro, resort będzie mógł sprzedać NBP, przewalutować na rynku albo zatrzymać i wykorzystać w przyszłym roku. – Nie zdecydowaliśmy jeszcze, co zrobimy z tymi pieniędzmi, na razie leżą one na lokatach terminowych – poinformowała dyrektor Suszyńska.