Najbardziej optymistycznie ekonomiści prognozowali, że sprzedaż detaliczna wzrośnie o najwyżej 2 proc. w porównaniu z lipcem 2008 r. Jak wynika jednak z wczorajszych danych GUS, Polacy zostawili w sklepach o 5,7 proc. więcej niż rok wcześniej. Nawet po uwzględnieniu inflacji wzrost sprzedaży jest – zważywszy na kiepską koniunkturę – wysoki, bo o 3,6 proc.
[srodtytul]Urlopy w kraju[/srodtytul]
W lipcu sprzedaż rosła w takich kategoriach, jak żywność i napoje, farmaceutyki i kosmetyki, odzież i obuwie, prasa i książki czy w dziale „pozostała sprzedaż w niewyspecjalizowanych sklepach”. Za to aut czy paliw kupowaliśmy mniej.
Zdaniem analityków, jednym z powodów wysokiego wzrostu sprzedaży detalicznej było to, że Polacy, z powodu kryzyu, chętniej spędzali urlop w kraju niż za granicą i zostawili więcej gotówki w krajowych sklepach.
– Ale w większości kategorii, w których odnotowano wzrost, nie widać trwałego trendu wzrostowego – komentuje Dariusz Winek, główny ekonomista Banku BGŻ. Jego zdaniem, wyraźną poprawę widać za to w sprzedaży... samochodów. – Co prawda wciąż są to mniejsze wartości niż rok wcześniej, ale spadki z miesiąca na miesiąc maleją – podkreśla Winek.