Minister skarbu Aleksander Grad wczoraj, na cztery dni przed terminem, w którym rozwiązana ma zostać sprawa polskich stoczni, nie umiał jednoznacznie określić, jaki będzie los zakładów w Gdyni i Szczecinie. Czy liczy się on z odwołaniem, które niedawno zapowiedział premier Donald Tusk w przypadku niepowodzenia w sprawie stoczni? Jak nieoficjalnie wiadomo, w kręgach Kancelarii Premiera już od jakiegoś czasu dyskutuje się, kto mógłby pokierować Ministerstwem Skarbu.
– Nie uchylam się od odpowiedzialności co do działań w sprawie stoczni za ostatnie dwa lata. Jednak nikt nie może mi zarzucić bezczynności w tej sprawie – wyjaśniał Aleksander Grad podczas wczorajszego posiedzenia Sejmowej Komisji Skarbu. Zaznaczał, że na majątek stoczni nie ma zbyt wielu chętnych. Co więcej, koniunktura w tym sektorze jest bardzo słaba.
[srodtytul]Wpłynęła tylko zaliczka[/srodtytul]
W poniedziałek 31 sierpnia upływa termin, w którym sprzedane mają zostać składniki majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Przetarg wcześniej wygrał Stichting Particulier Fonds Greenrights, który działał w imieniu innego inwestora, którego tożsamości nie ujawniono. SPFG jednak, mimo że wygrał licytację i wpłacił 8 mln euro zaliczki, w zakładanym terminie za stocznie nie zapłacił. Resort skarbu oczekiwał, że do 17 sierpnia wpłynie około 400 mln zł.
Obecnie możliwość przejęcia praw do zakupu majątku stoczni Gdynia i Szczecin bada katarski fundusz rządowy Qatar Investment Authority. Aleksander Grad zaznaczył, że nie zna jeszcze wyników tych analiz. Przedstawiciele MSP deklarują jednak, że chociaż termin spotkania z Katarczykami w tej sprawie nie został jeszcze wyznaczony, to jeżeli QIA zgłosi taką potrzebę, może do niego dojść w każdej chwili.