Rząd chce w przyszłym roku uzyskać większe wpływy podatkowe m.in. z obowiązkowego opodatkowania wykorzystania samochodów służbowych do celów prywatnych oraz opodatkowania zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Wyższa będzie też akcyza, co wynika z dyrektyw unijnych. Inne obciążenia jednak się nie zmienią.
Przy wyższym niż zakładano wcześniej wzroście gospodarczym i jednoprocentowej inflacji wpływy podatkowe w całym roku mają wynieść 245,5 mld zł, wydatki zaś 297,7 mld zł. Deficyt wyniesie więc 52,2 mld zł, jednak resort finansów zakłada także deficyt budżetu środków unijnych, które od 2010 roku będą wyłączone poza budżet centralny. Ma on sięgnąć 15,3 mld zł.
[srodtytul]Szokujący czy bezpieczny[/srodtytul]
– Przyszłoroczny deficyt budżetowy państwa nie jest deficytem moich marzeń – przyznał na konferencji prasowej minister finansów Jacek Rostowski. Wyjaśnił, że większy deficyt to m. in efekt silnego spowolnienia naszej gospodarki z 4,8 proc. PKB w 2008 roku do 0,9 proc. PKB w tym roku – tyle bowiem wynosi najnowsza prognoza resortu na 2009 rok.
– Należy podkreślić, że Polska przeszła przez ten kryzys bez recesji i będzie jedynym w OECD oprócz Australii, który odnotuje wzrost gospodarczy w całym roku – wyjaśnił szef resortu finansów.Rostowski uspokajał, że szokujący dla niektórych deficyt jest na bezpiecznym poziomie, bo nie spowoduje przekroczenia drugiego progu ostrożnościowego, czyli 55 proc. relacji długu do PKB. – O ile oczywiście zostanie zrealizowany program prywatyzacji co najmniej na poziomie 28–29 mld zł – dodał minister. Nie powinno być też problemów ze sfinansowaniem deficytu, ponieważ w ostatnich, kryzysowych miesiącach dobry stan finansów państwa umocnił naszą wiarygodność w oczach inwestorów. – Wcześniej taki deficyt nie byłby możliwy – wyjaśnił Rostowski.