Nowelizowana ustawa o specjalnych strefach ekonomicznych miała pomóc zagranicznym inwestorom przetrwać kryzys i załamanie produkcji. Tymczasem przygotowywany przez Ministerstwo Gospodarki projekt może im mocno zaszkodzić, zmiany są bowiem coraz bardziej restrykcyjne.
[srodtytul]Topniejące procenty[/srodtytul]
Jeszcze w marcu resort chciał pozwolić inwestorom na 40-procentowe cięcia planowanych etatów, jeśli firmy z powodu kryzysu zostały zmuszone do drastycznego ograniczenia produkcji. Przedsiębiorcy mogliby dzięki temu uniknąć niepotrzebnych kosztów lub zmniejszyć straty. Tnąc miejsca pracy bez takiej zgody musieliby zwrócić pomoc publiczną.W maju, po konsultacjach międzyresortowych wielkość cięć zaczęła topnieć. Najnowsza wersja, która jeszcze w tym miesiącu trafi pod obrady Rady Ministrów, została okrojona do zaledwie 25 proc.
W pierwszym półroczu zakładano, że zgody na cięcia etatów może domagać się nawet co dziesiąta firma działająca w SSE. Problem dotyczyłby więc ponad 100 przedsiębiorstw, a liczba redukowanych miejsc pracy liczona byłaby w tysiącach. Największe cięcia dotyczyłyby sektorów szczególnie wrażliwych na kryzys i załamanie eksportu – elektroniki użytkowej, producentów sprzętu AGD oraz firm przemysłu motoryzacyjnego. Duża część wniosków mogłaby napłynąć m.in. z Wałbrzyskiej SSE.
Według spółek administrujących strefami, zgoda na zmniejszenie planowanego zatrudnienia powinna leżeć w gestii ministra gospodarki. Tymczasem po ustanowieniu sztywnego limitu nie można wykluczyć, że niektórzy inwestorzy zdecydują o wycofaniu się z Polski.