– Rząd zamiast przeciwdziałać pogarszaniu się stanu finansów publicznych, postawił na przekonywanie społeczeństwa, że nic złego się nie dzieje, jesteśmy zieloną wyspą i żadnych reform nam nie trzeba – mówi Artur Bartoszewicz, ekspert Lewiatan.
– Nie wycinamy więc takich kwiatków jak becikowe, a w zamian proponujemy podwyżki dla nauczycieli, wzrost ulg na przejazdy dla studentów, brak weryfikacji waloryzacji rent i emerytur, a to wszystko powoduje, że struktura budżetu nadal zmienia się na niekorzyść.
Odwrotnie postępują kraje unijne, które niejednokrotnie mają nawet niższy deficyt finansów publicznych niż Polska. Tam wachlarz działań jest znacznie szerszy i zakrojony na większy efekt, niż to ma miejsce u nas.
Na zamrożenia bądź cięcia płac w sektorze publicznym zdecydowało się dotąd sześć państw. Irlandia podobnie jak Hiszpania postanowiła zabrać najwyższym urzędnikom państwowym 15 proc. dotychczasowych wynagrodzeń, a wszystkim pozostałym odpowiednio 7 i 5 proc. Hiszpanie jednak obniżają pracownikom służby publicznej pensje o 5 proc. tylko w 2010 roku, a w 2011 zamrażają. Czesi tną wynagrodzenia w administracji o 4 proc. Przez kolejne dwa lata podwyżek nie będzie też na Litwie.
Najbardziej radykalnie do sprawy podeszli zaś Łotysze i Węgrzy, którzy zabrali 15 proc. pensji wszystkim pracownikom sektora publicznego.Od 2011 r. rodzice nowo narodzonych Hiszpanów nie dostaną już 2,5 tys. euro becikowego. W Polsce rząd na taki manewr się nie zdecydował. Według ekonomistów mógłby w ten sposób rocznie zaoszczędzić ok. 0,4 mld zł.