Przez dwa lata istniała możliwość przechodzenia na emeryturę bez rozwiązywania umowy o pracę i równoczesnego pobierania świadczenia oraz wynagrodzenia. Z szacunków Ministerstwa Pracy wynikało, że postąpiło tak ok. 50–60 tysięcy osób. Prawo to zmieniono w zeszłym roku. Do października osoby te miały wybrać między emeryturą a pensją. Wróciły bowiem zapisy nakazujące rozwiązanie umowy o pracę – choćby na jeden dzień – jeśli chce się pracować u dotychczasowego pryncypała i pobierać świadczenie.
– Z informacji, jakie mamy ze wszystkich oddziałów, wynika, że wstrzymano ok. 39 400 emerytur ze względu na kontynuowanie zatrudnienia w ramach tego samego stosunku pracy – mówi Jacek Dziekan, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. – Ta grupa osób wybrała zatrudnienie. Natomiast co do pozostałych – sytuacje mogą być różne. Niektóre osoby rozwiązały umowę o pracę i tylko pobierają świadczenie. A inne najpierw rozwiązały umowę o pracę, a następnie na nowo się zatrudniły u dawnego lub nowego pracodawcy – tłumaczy.
Zmiany przepisów z zeszłego roku były podyktowane między innymi oszczędnościami w finansach publicznych. Teraz można oszacować, że zmniejszenie o ok. 39,5 tys. wypłat to oszczędność ponad 750 mln zł rocznie.
Zdaniem Wiktora Wojciechowskiego, głównego ekonomisty Invest-Banku SA, pozostanie ludzi na rynku pracy jest korzystne nie tylko ze względu na finanse publiczne. – Także dla nich, ponieważ każdy rok dłuższej pracy oznacza wyższe świadczenia – przekonuje. Jacek Męcina, ekonomista z UW i ekspert PKPP Lewiatan, zwraca jednak uwagę, że w Polsce wciąż pracuje tylko co trzecia osoba, która skończyła 60 lat.
Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ, przyznaje, że wiele osób dzwoniło do związków zawodowych i skarżyło się na sposób, w jaki rozmawiali z nimi pracodawcy: – Proponowano im znacznie niższą niż dotychczas pensję, przy pozostawieniu takich samych obowiązków. Nowe przepisy są więc doskonałym sposobem na pozbycie się starszych, doświadczonych pracowników – uważa.