W najnowszym raporcie banku, ekonomista ostrzega, że w najgorszym scenariuszu wzrost gospodarczy w przyszłym roku może spaść do zera, inflacja wzrosnąć do 4,9 proc., a deficyt uplasować się na poziomie 6,9 proc. PKB.
- W mojej ocenie prawdopodobieństwo, że ucierpimy wskutek problemów państw ościennych strefy euro wzrosło z 20 do 40 proc. - wyjaśnia ekonomista CitiHandlowy. - Musimy się przygotować na efekt domina, bo sytuacja w obecnym czasie nie jest już dla nas tak korzystna jak w 2009 roku.
- Jeszcze trzy lata temu mogliśmy z optymizmem patrzeć w przyszłość, bo złoty się osłabiał i wspomagał eksport. Poza tym właśnie wchodziły w życie obniżki podatku dochodowego od osób fizycznych i zaczynały się inwestycje związane z euro 2012. - Wtedy mogliśmy sobie pozwolić na takie rozluźnienie fiskalne, bo deficyt finansów publicznych był bardzo niski - wyjaśnia Kalisz. - Dziś, gdy sięga on 7,9 proc., a dług liczony metodologią krajową wynosi 53 proc. nikt nie zdecyduje się na kroki zmierzające do poluzowania fiskalnego.
A radykalna reakcja rządu może być konieczna. W ocenie ekonomisty CitiHandlowy, problemy krajów PIIGS przede wszystkim przełożą się na kurs naszej waluty. W skrajnym przypadku złoty może się osłabić do poziomu 5,11 zł za euro, czyli o około 10 proc. To zaś oznacza, że nasze zadłużenie liczone metodą krajową przekroczy poziom 55 proc. w relacji do PKB. Naruszenie drugiego progu ostrożnościowego oznacza z kolei, że budżet na kolejny rok będzie musiał zostać uchwalony bez deficytu. - W 2009 roku, kiedy kryzys się pogłębiał, polska gospodarka rosła - przypomina Kalisz. - Inwestorzy szukając bezpiecznego rynku do inwestycji kierowali więc swój kapitał do naszego kraju. Dziś nikt już u nas nie będzie chciał lokować swoich pieniędzy. PKB słabnie, a wskaźniki makroekonomiczne nie wyglądają zachęcająco. Nasz obraz na tle Unii Europejskiej pogorszył się.
Jakie działania podejmie rząd aby ratować nasze finanse? Ekonomista spodziewa się interwencji na rynku, silniejszego zaciskania pasa i sięgnięcia po raz kolejny po pieniądze OFE. To ostatnie może oznaczać, że jeszcze większe ograniczenie składki kierowanej do otwartych funduszy emerytalnych, bądź - wzorem Węgier - całkowite zawłaszczenie aktywów OFE, czyli ich nacjonalizację.